sobota, 29 sierpnia 2009

Mamy Prawo!


Jeden z moich znajomych, który zapewne będzie czytać niniejszą wypowiedź, zwykł przytaczać co pewien czas następującą anegdotę:
Pewnego dnia, mąż zwrócił uwagę na fakt, że jego żona, gdy przygotowuje pieczeń, zawsze odcina jej końcówkę. Zapytał: Dlaczego to robisz kochanie? Odparła: Moja mama zawsze tak robiła, w sumie nie wiem dlaczego, ale tak się od niej nauczyłam, trzeba by jej zapytać. Przy najbliższej okazji, gdy spotkali mamę, zapytali ją o odkrawanie końcówki mięsa na pieczeń.  - Nie wiem dlaczego tak się robi. Nauczyłam się tego od mamy, czyli waszej babci, ją pytajcie. Gdy odwiedzili babcię doczekali się odpowiedzi: Miałam za małą brytfannę i cała pieczeń nigdy mi się nie mieściła, dlatego musiałam odcinać końcówkę.
Wielu podejrzewa, że z wymaganiami jakie stawia nam Kościół jest tak, jak ze zwyczajem obcinania końcówki pieczeni w powyższej anegdocie. Wymagania, prawa, przykazani, przepisy etc... są, ale gdyby zadać sobie trud i sięgnąć do ich korzeni, to na pewno by się okazało, że są bezsensowne i bezpodstawne. Oczywiście na osądach się kończy, gdyż kto by sobie zadawał trud zgłębiania nauczania Kościoła. W internecie, w prasie, telewizji znaleźć można na pęczki mędrców, którzy wypowiadają się na temat wiary katolickiej nic o niej nie wiedząc. Zauważyliście, że tacy znają się najlepiej? Już śmiech mnie ogarnia i miesza się z irytacją, gdy ktoś zaczyna snuć wywody na temat, jak to strasznie zostałem skrzywdzony przez celibat, że trzeba go znieść i takie tam. Oczywiście nie powie tego biskup (chyba, że austriacki). Z duchowieństwa najczęściej wypowie się w ten sposób osobnik, który właśnie zostawił kapłański stan i w akcie (jak mu się wydaje) szczerości, dobroci i otwartości wyjaśni wszystkim, że tak się żyć nie da, a ci, którzy tak żyją, są chyba nienormalni - zgrozo konsternacjo. To tylko jeden z przykładów, a rozważać by tu można każde przykazanie, przepis, wymóg z osobna. Gdy przykazania stają się wymogiem, któremu nie chcemy sprostać, szukamy wszelkich możliwości, by usprawiedliwić siebie, swoje wygodnictwo, lenistwo, ignorancję, czy wprost głupotę. Jak to najłatwiej zrobić - oskarżyć Kościół, że jest instytucjonalny, że biskupi rządzą jak im się podoba, że to wszystko to jedno wielkie faryzejstwo - jak w dzisiejszej ewangelii; wymyślili sobie przepisy i teraz nas biednych dręczą.
Totalne nieporozumienie.
Wszystkie trzy dzisiejsze czytania spotykają się w jednym temacie - temacie prawa. W Ewangelii (Mk 7,1-8.14-15.21-23) Pan Jezus wytyka faryzeuszom, że ich przepisy są martwe, gdyż pochodzą od ludzi, nie od Boga - ewangelia koresponduje bezpośrednio z pierwszym czytaniem (Pwt 4, 1-2.6-8) gdzie Bóg poucza: Nic nie dodacie do tego, co ja wam nakazuję, i nic z tego nie odejmiecie,... W ten sposób liturgia przypomina nam, skąd Pan Jezus zaczerpnął podstawy ku temu, by zganić faryzeuszów. Kluczem do wszystkiego, jak dla mnie, jest drugie czytanie (Jk 1,17-18.21b-22.27) gdzie usłyszymy:
A przyjmujcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze.
Wymagania jakie stawia nam Kościół, nie zostały wymyślone przez ludzi, by nas pognębić, utrudnić nam życie. Te prawa są odwieczne, zadaniem Kościoła, a więc i naszym zadaniem nie jest tworzenie prawa, ale jego odkrywanie - odkrywanie Prawdy, Która została zawarta w Ewangelii, a Którą jest sam Chrystus Jezus. Uczynić to można tylko w duchu łagodności. To niesamowite - ludzie się szarpią, walczą, nie zgadzają się z przykazaniami, dyskutują, kłócą się z księdzem w konfesjonale, a Jakub im odpowiada: Chłopie co się szamoczesz jak ryba bez wody (czy też jak prosia w pustym miechu - jak to u nas mówią), tu potrzeba ducha łagodności. Najlepiej można to zrozumieć właśnie w konfesjonale - życzę wszystkim by w Sakramencie Pokuty spotkali kiedyś kapłana, który jest uosobieniem takiego ducha łagodności. Czasem się zdarza, że przystępując do spowiedzi myślę sobie: Ten mnie teraz zjedzie, jak usłyszy te moje grzechy - cóż... przeżyję. Będę twardy. Chwila upokorzenia i rozgrzeszenie będzie, wchodzę, a tam "duch łagodności", Boże Miłosierdzie przemawia przez kapłana i wtedy dopiero doświadcza się upokorzenia, ale całkiem innego, od tego, o którym wcześniej wspomniałem. W dobrze przeżytym sakramencie pokuty najlepiej można zrozumieć, że wymagania jakie stawia mi Bóg przez Kościół mają mnie wesprzeć, wspomóc, wskazać mi drogę w życiu i uczynić je sensownym. 
To prawda, czasem stajemy wobec wymagań, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć, które Kościół , określa jako tajemnicę, misterium, dogmat - wtedy najbardziej potrzebna jest pokora, wiara w to, że Bóg, a przez Niego Kościół, zawsze pragnie mego dobra. Może ktoś powie, że ta końcówka trochę wyidealizowana mi wyszła, ale czyż nie stawiamy sobie w życiu, jako wierzący, najwyższych wymagań? Czyż świętość nie jest ideałem?
PS.: Od dziś mamy nowego biskupa diecezjalnego. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, pomódl się proszę w jego intencji.

2 komentarze:

  1. a już najbardziej dobijające są stwierdzenia typu: prawo jest po to, żeby je łamać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro stwierdzić ale my ludzie stalismy sie juz chyba tak mało wymagający -zwłaszacza sami od siebie-tak leniwi,że nawet podstawowe prawa i przykazania będące podstawą naszej wiary przysparzają nam nie lada kłopotu.Najlepiej nie pracowac nas sobą,nad swoim życiem i dążeniem do świętości,choć mamy jasno określone zasady jak to zrobić-najlepiej marudzić!ale czy o to chodzi?

    OdpowiedzUsuń