niedziela, 18 grudnia 2011

Jak równy z Równym

Stronice lekcjonarza włoskiego -
autor obrazu bliżej nieznany.
Tyle razy na liturgii, na katechezie, słyszymy słowa: Bóg stał się człowiekiem, był jednym z nas, wszedł w naszą historię, jednak prawda wielokrotnie powtarzana traci swoją siłę, staje się oczywistością, nad którą nie opłaca się zatrzymywać. Dziś Kościół próbuje nas na nowo obudzić, potrząsnąć i przygotować na powtórne zachwycenie się Bogiem, który stał się człowiekiem. 

W pierwszym czytaniu Bóg zapowiada Dawidowi: Mój Syn, będzie Twoim potomkiem - a w ewangelii, w scenie zwiastowania, jeszcze wyraźniej kreślona jest zapowiedź Bożego wcielenia. Myślę, że jakoś nie zdajemy sobie sprawy z tego, że Bóg rzeczywiście był jednym z nas, że miał dziadka, mamę, kuzynów, że ktoś tam kreśląc drzewo genealogiczne mógłby umieścić Boga pośród innych przodków linii bocznej. 

Tak właśnie Bóg złączył swój los z człowiekiem i taki jest podstawowy sens prawdy o Bożym wcieleniu - ona pokazuje nam, jak ważni jesteśmy w oczach Boga, który stawia nas na równi z sobą, który podejmuje dialog z człowiekiem jako człowiekiem, a nie jako niewolnikiem, czy zabawką, a może kolejnym zwierzątkiem. Archanioł przychodzi do dziewczyny, oznajmia jej Bożą wolę i czeka na jej zgodę - zbawienie całej ludzkości zależy od jednego TAK prostej czternastolatki. 

Tak właśnie szanuje nas Bóg. Można by się posłużyć bardzo uproszczoną przenośnią, że przed nami w tym Adwencie (i nie tylko) też staje Bóg, przedstawia nam prawdy wiary, swój plan jaki nam przygotował i czeka na naszą odpowiedź - zbawienie składa w naszych rękach, uzależnia je od naszej decyzji, staje przed nami jak równy z równym mimo, że jest naszym Stworzycielem.
Zachęcam do ponownego zatrzymania się nad tą prawdą, co w blichtrze świecących już wszędzie lampek nie będzie wcale łatwe. A ja pakuję się, bo o 14:00 zarządzono wymarsz i kieruję się dziś na Polskę. 

Aha - jakbyśmy się nie widzieli, to Błogosławionych Świąt życzę!

niedziela, 11 grudnia 2011

Radość chwili

Od razu na początku chcę przeprosić tych, którzy stwierdzą, że tekst jest może trochę zbyt romantyczny - taki jest, tak wyszło, nic nie zrobię:)


Mamy wiele powodów do radości. Są nimi spotkania ze znajomymi (także - dla wielu zwłaszcza - te zakrapiane), różne filmiki i zdjęcia umieszczane w internecie, rozrywka w postaci kina, teatru. W sumie bycie radosnym i zadowolonym jest bardzo modne, wystarczy popatrzeć na reklamy, z których szczerzą zęby zadowoleni, piękni, przystojni, zwiewni i wiecznie młodzi ludzi. Świat wydaje się nakładać na nas zobowiązanie: Masz być radosny i zadowolony i żyć pełnią życia. Zarazem poddaje nam wiele sposobności, by tej pełni życia doświadczyć - wszak w jej "święte" imię można (nawet należy) wszystko, można przekraczać wszelkie granice, bo owo przekraczanie granic jest głównym powodem wielkiej radości z życia, pozwala czuć, że żyjesz. Stąd sporty ekstremalne, praca od rana do nocy, związki mnożące się w nieskończoność, stąd także narkotyki - bo przecież trzeba spróbować, alkohol, używki, zdrady, wystawianie własnego życia i zdrowia na szwank, bo przecież rządzi święte "należy mi się". Nie sposób jednak się nasycić. Po doświadczeniu jednego ekstremum trzeba szukać kolejnego, jeszcze bogatszego we wrażenia jakie by one nie były, aż w końcu dochodzi się do kresu wszelkich możliwości i z całej radości życia zostaje pustka. Zapytajcie mężczyzn, których rodziny się rozpadły z powodu ich niewierności, zapytajcie anonimowych alkoholików, narkomanów, tych, którzy zniszczyli swoje zdrowie w poszukiwaniu wrażeń i radości życia tam, gdzie nie można ich znaleźć. Liturgia dnia dzisiejszego, niedzieli "Gaudete" przypomina nam o jedynej, prawdziwej radości życia, a św. Paweł daje do niej klucz w słowach:
Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.
Czym jest ta radość, o której pisze św. Paweł? Jest odczuciem Bożej obecności w naszym życiu, jest wewnętrznym poruszeniem serca, jest momentem gdy łączą się na naszej twarzy uśmiech i łzy. To chwile spędzone z najbliższymi, najukochańszymi osobami (lub z najukochańszą osobą), doświadczenie piękna na łonie natury, w czasie spaceru lub w górach, to przejmujące uczucie, które towarzyszy wyjątkowej liturgii lub zwykłej, osobistej modlitwie. Bóg jest obecny w życiu każdego z nas, tylko czasem nasz świat i zabiegane życie czynią nas ślepymi na Jego obecność. Dlatego właśnie obok radości św. Paweł stawia modlitwę i dziękczynienie: Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie. To modlitwa i dziękczynienie otwierają nas na Boga. Modlitwa - bo im więcej przebywamy z Bogiem na modlitwie, tym bardziej stajemy się wrażliwi na Jego działanie poza modlitwą. Przykładem są dla nas święci, którzy trwali blisko Boga nie dlatego, że on ich faworyzował, ale dlatego, że mieli dla Niego czas. Drugim elementem jest dziękczynienie. Dopiero gdy chcemy podziękować odkrywamy, że naprawdę jest za co Bogu dziękować. To trochę tak, jak uczy się dziękować małe dzieci. Nie jest to jedynie elementem "kindrestuby", dobrego wychowania. Dziecko uczy się w ten sposób reagować podziękowaniem, wdzięcznością na to, co otrzymało, nawet jeśli jest to tylko zwykłe "kinderjajko". 
Radość z życia ma też jedną bardzo ważną cechę - nie znika przy pierwszej napotkanej trudności, w zderzeniu z pierwszym nieszczęściem, ale trwa mimo wszystko, gdyż jest zakorzeniona głęboko w sercu, jest nadzieją na przyjście Pana, jest nadzieją na życie wieczne w obecności Boga, nadzieją, której nie da się od tak zagasić.


W piosence "Naiwne pytania" Riedel śpiewał: W życiu piękne są tylko chwile, to prawda, ale jak ważne jest by te piękne chwile wychwytywać, by nie dać im uciec przez palce, bo one przypominają nam, jaki jest prawdziwy cel naszego życia.




niedziela, 4 grudnia 2011

Wszystko w porządku?

Co sobie myśli ksiądz w konfesjonale w czasie mojej spowiedzi? Szczególnie taki, który mnie zna. Jakie on ma o mnie zdanie? Czy to, co mówi w pouczeniu, mówi od siebie? Czy może są to wyuczone formułki? Może zjada go złość, lub rozwala nuda, ale tego nie okazuje? – to pytania, jakie nieraz przychodzą nam do głowy, szczególnie jeżeli ksiądz, u którego się spowiadamy, dobrze nas zna, bo jest naszym katechetą, wikarym, duszpasterzem grupy, do której należę lub po prostu moim znajomym. 
Wenecja, Włochy - tu trudno o jakikolwiek porządek.
Dziś uchylę rąbka tajemnicy – nie tajemnicy spowiedzi oczywiście. Podzielę się z Wami jednym odczuciem, jakie mnie ogarnia gdy ktoś wyznaje grzechy, szczególnie grzechy ciężkie. To odczucie można zamknąć w jednym, krótkim pytaniu: Po co? Po co popełniamy grzechy? Co takiego w nich odnajdujemy? Czemu zawczasu nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo grzech komplikuje nasze życie? Przykład: kłamstwo. Jak sobie komplikuje życie kłamca, zwłaszcza ten notoryczny? Musi uważać, by nie powiedzieć za dużo, by dobrze układać swoje wypowiedzi i działania. Musi też pamiętać, co i w obecności czyjej mówił, aby się nic nie wydało – choć wcześniej czy później i tak się wyda. Albo złodziej. Wystarczy ukraść 2 PLN rodzicom, by zachwiać fundamentem zaufania w rodzinie. To samo można powiedzieć o pornografii. Pan Jacek Pulikowski w jednej ze swych konferencji wspomina wypowiedź starszego mężczyzny, który przyznał, że w młodości natknął się na pornografię i do teraz wszystkie te obrazy są obecne w jego głowie, zatruwając w jakiś sposób czystość jego seksualności. Przykłady można by snuć bez końca i wciąż wraca pytanie: Po co? Dlaczego? Po co mąż zdradza żonę, a żona męża? Dlaczego kobieta podejmuje decyzje o aborcji? Dlaczego młody człowiek decyduje się na zażycie narkotyków? Po co ktoś decyduje się na kontakt o zabarwieniu seksualnym z osobą tej samej płci – chociażby to był zwykły pocałunek dla zabawy i pod wpływem kieliszka, lub kilku kieliszków? Dlaczego ksiądz decyduje się na podwójne życie? Dlaczego kobieta wiąże się z księdzem – trudno sobie wyobrazić bardziej skomplikowaną i patologiczną relację. Grzech komplikuje nasze życie, wprowadza w nie zamieszanie i nieład, rozbija porządek – nasz wewnętrzny, w naszej rodzinie, czy w związku małżeńskim. Bo szatan jest panem nieładu. W nieładzie łatwiej jest się pogubić, zapomnieć gdzie i co się zostawiło, popełnić błąd, potknąć się, pośliznąć, upaść.
Stwarzając świat Bóg poukładał wielki chaos, jaki panował, ale w ten Boży ład wszedł szatan i grzech, który na początku był jak pet rzucony pośrodku bursztynowej komnaty, ale potem pojawiły się inne śmieci i coraz trudniej było się człowiekowi w nich poruszać. Dlatego Bóg ułożył wszystko jeszcze raz, dając człowiekowi do ręki niezbędne narzędzia: przykazania, Pismo Święte, nauczanie Kościoła, Tradycję, Sakramenty. Dając też człowiekowi niezbędną pomoc w osobach kapłanów, a także w postaci czasu łaski, którego doskonałym przykładem jest Adwent. To wszystko po to, byśmy odnowili, wyremontowali swe życie. Niestety nie jesteśmy tego w stanie zrobić sami, tak jak niemożliwym jest własnoręczne położenie prostej drogi. Dlatego Kościół przez liturgię Adwentu wzywa nas do odnowy życia duchowego, a słowa proroka Izajasza: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego - są tak naprawdę programem nawrócenia dla każdego z nas, wezwaniem do powrotu do Boga i Jego porządku, który – nota bene – jest jedynym istniejącym porządkiem rzeczy. Boży ład, porządek, jest nieodłączną cechą życia po Bożemu, zaś grzech jest narzędziem szatana, przez które chce on wprowadzić w nasze życie nieład, aby utrudnić nam dostęp do Boga.
Ów Boży ład nie jest czymś wziętym z kosmosu, z księżyca. Każdy z nas tak naprawdę nosi w sercu tęsknotę za spokojnym, ułożonym życiem. Być może właśnie dlatego tak chętnie wspominamy, jak to się kiedyś ludziom żyło spokojnie i w zgodzie z przyrodą, z Bogiem i z sobą samym, nie to, co nam w dzisiejszym, zwariowanym świecie. być może dlatego chętnie oglądamy seriale przepełnione szczęśliwymi uśmiechniętymi postaciami. Być może dlatego czasem z pewną zazdrością patrzymy nawet na zamkniętych w klasztorach mnichów, którzy w prostocie życia odnajdują Boga. Dziś Izajasz wołając: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego – tak naprawdę zaprasza nas do odnalezienia w naszym życiu Boga i Jego porządku, a szukanie Bożego porządku jest tak naprawdę szukaniem Jego Królestwa, którego oczekujemy – Adwent nam o tym przypomina… i tak oto koło się zamknęło i Bóg wyszedł naprzeciw naszym tęsknotom.