poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Niezawodny przepis na poznanie Boga.

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Muszę się poradzić Przenajświętsza Panienko, bo czasy niepewne idą i ciągle jakieś zmiany, że nie sposób zorientować się, czy na lepsze, czy na gorsze – bo jak doświadczenie uczy, to wszystkie zmiany na gorsze. Ludzie same nie wiedzą i do Kościoła po poradę przychodzą, ale jak uczciwie radzić? Za Bolszewika wiadome było: tu Kościół – tam Antychryst, białe i czarne człowiek sam wiedział bez żadnej porady. Tera ludzie same wybierają i jak tylko kto może, to im w mózgach mąci, więc porada im potrzebna... a to sprawa i trudna i ważna jest.
Przypomnę tylko, że są to słowa proboszcza Królowego Mostu wypowiedziane na początku filmu "U Pana Boga za miedzą". Słowa te bardzo mi się podobają, gdyż oddają dobrze zamęt z jakim rzeczywiście walczymy każdego dnia dokonując kolejnych - mniej lub bardziej ważnych - wyborów. Kto mąci? Nie chcę teraz szukać winnego. Warto jednak temu zamętowi, który zwiemy laksyzmem, liberalizmem, wszechogarniającą względnością, się przyjrzeć, aby wiedzieć jak mu się przeciwstawić (o ile to w ogóle jest możliwe).

Dziś wszystko zależy - mało co w naszym życiu jest białe lub czarne (nawet pewnemu politykowi się kiedyś pomieszało:). Wszystko zależy od... i tutaj rozpoczyna się dłuuuga lista wyjaśnień, uzupełnień, punktów widzenia, prób zrozumienia sytuacji i drugiego człowieka itd. Zaczynając od najjaskrawszych problemów typu: czy aborcja jest zła?, a skończywszy na błahym: czy dwa złote zabrane mamie z portfela to już grzech, wszystko dla nas "zależy od" - od sytuacji, od wieku, od stanu psychicznego, od godziny dnia, od wzajemnego zaufania, od mojego zdania i od zdania ekspertów (ooooo ekspert, to ważna  osoba bardzo jest [składnia znanej amerykanki:]), od rodziny i środowiska, w których wzrastaliśmy, od wykształcenia itede, itepe. To myślenie przenosimy na pole wiary. Mamy dziś tabuny tych, którzy mówią: Jestem Katolikiem ale... i traktują Kościół i wiarę jak supermarket, gdzie z zasad rozłożonych na półkach mogę wybierać, co mi się podoba i co mi odpowiada. Trochę z pierwszego przykazania, przykazanie miłości bliźniego - a i owszem, ale nie za wiele, bo kto by kochał tę jędzę, co mieszka dwa domy dalej, coś z szóstego - ale tylko coś. Na dział "Przykazania Kościelne" nie zaglądamy. W telewizorze eksperci (!) mówili, że nie warto tym sobie głowy zawracać.

Ile to już razy człowiek spotykał wiernych, którzy tłumaczyli mu, (a może bardziej tłumaczyli sobie/siebie) co jest grzechem, a co nie. Święte: Ja nie czuję, że to grzech proszę księdza - pokazuje kolejny raz, że postrzeganie rzeczywistości zależy od... tym razem od tego, co ja czuję. Powtarzam wtedy słowa: A Pan/Pani myśli, że jak złodziej kradnie lub morderca zabija, to czuje, że to grzech?

Liturgia sprowadza nas dziś na właściwe tory słowami Jana Apostoła: 
Po tym zaś poznajemy, że Go [Boga] znamy, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: Znam Go, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała.
Czym woda dla Wenecji,
tym przykazania dla wiary.
Wyborem fundamentalnym każdego z nas jest: JESTEM KATOLIKIEM, CZŁOWIEKIEM WIERZĄCYM. Ten wybór dokonany raz pociąga za sobą konsekwencje we wszystkich naszych decyzjach, w których wyznacznikiem powinna być wiara, a nie to, co się nam roi "pod pokrywką", czyli co się nam wydaje słuszne. Wiara daje nam solidny szkielet pomagający w codziennych wyborach, a są nim przykazania i Jan Apostoł nie pozostawia żadnych złudzeń pisząc: Kto mówi: Znam Go, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Tak jak nie ma budynku bez konstrukcji nośnej, jak nie ma włoskiej pasty bez mąki, tak jak Wenecja nie może się ostać bez wody, tak samo nie ma wiary bez przykazań i to wszystkich przykazań, a nie przebranych wg własnego "widzi mi się". Trzeba jednak od razu zaznaczyć, przykazania nie są celem dla człowieka wierzącego, bo wielu popełnia ten błąd i mówi: Jestem Katolikiem więc muszę... - i tu zaczyna się cała lista powinności wypływających z przykazań. Tymczasem przykazania nie są celem, celem człowieka wierzącego - jak pisze Jan Apostoł - jest poznanie Boga, a przykazania są środkiem, narzędziem (i to nieodzownym) służącym do osiągnięcia tego celu. Ot i przepis prosty do zapamiętania - chcesz poznać Boga? Zachowuj przykazania.