niedziela, 30 sierpnia 2009

Mądrości, która z ust Bożych wypływasz

Od wczoraj mamy nowego biskupa diecezjalnego Andrzeja Czaję. Nikt z osób, które go znają nie wątpi, że jest to człowiek mądry. Ci, którzy pełnią w Kościele posługę (także ja, jako kapłan), najpierw zdobyć muszą wiedzę i doświadczenie, a więc powinni posiąść pewną mądrość życiową, by posługiwać dobrze. Dlatego właśnie biskupem nie zostanie jakiś młodzieniaszek z mlekiem pod nosem, tylko człowiek mądry i to mądry mądrością nie tego świata, ale Bożą Mądrością. Kościół potrzebuje, poszukuje i inwestuje w mądrość, gdyż świadom jest jej wartości. Zauważcie - niebo wypełnione jest ludźmi mądrymi. Nie znajdziesz wśród świętych głupka, któremu życie po prostu tak się przypadkiem poukładało, że został świętym. Nawet przez świętego, który żył prosto i skromnie, czasem aż tak skromnie, że ludzie wytykali go palcami, przemawia niesamowita, wielka mądrość, z której czerpiemy po dziś dzień (patrz - Jan Maria Vianney). 
Dziś Pan Jezus poucza nas, że to co wychodzi z nas, z naszego serca, czyni nas nieczystymi (Mk 7,21-23): nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. To wszystko są grzechy i musicie przyznać, że ostatni grzech zazwyczaj umyka naszej uwadze - głupota. Nie mam wielkiego doświadczenia konfesjonałowego - zaledwie 5 lat. Mogę was jednak zapewnić, że nikt w konfesjonale nie wyznał mi jeszcze: "Byłem głupkiem!" Za to wielu podejmowało ze mną dyskusję próbując usprawiedliwić swoją niewiedzę, czy wprost głupotę*. Głupota zresztą stała się ostatnio bardzo modna - włącz sobie telewizor i już będziesz wiedział co mam na myśli.
Fakt, że w życiu mamy "unikać grzechów i okazji do nich" oznacza, że mamy także unikać głupoty, a głupotę zwalcza się przez mądrość. Nic dziwnego, ze mądrość wychwalana jest w Piśmie świętym jako atrybut Boga, a nawet jest z Nim utożsamiana. Bóg uczynił nas podobnymi do Siebie także przez to, że mamy rozum - korzystanie z rozumu i zdobywanie mądrości, jest zatem naszym upodabnianiem się do Stwórcy. 
Wnioski: Mam rozum! Po chrześcijańsku będzie, jeśli będę z niego korzystał.
*Dygresja: Nie ma chyba nikogo bardziej tragicznego nad człowieka, który jest głupi i uważa, że jest mądry narzucając wszystkim swoją - jego zdaniem mądrość - a tak naprawdę głupotę. Jeśli takiego nie spotkaliście, nie żałujcie.

sobota, 29 sierpnia 2009

Mamy Prawo!


Jeden z moich znajomych, który zapewne będzie czytać niniejszą wypowiedź, zwykł przytaczać co pewien czas następującą anegdotę:
Pewnego dnia, mąż zwrócił uwagę na fakt, że jego żona, gdy przygotowuje pieczeń, zawsze odcina jej końcówkę. Zapytał: Dlaczego to robisz kochanie? Odparła: Moja mama zawsze tak robiła, w sumie nie wiem dlaczego, ale tak się od niej nauczyłam, trzeba by jej zapytać. Przy najbliższej okazji, gdy spotkali mamę, zapytali ją o odkrawanie końcówki mięsa na pieczeń.  - Nie wiem dlaczego tak się robi. Nauczyłam się tego od mamy, czyli waszej babci, ją pytajcie. Gdy odwiedzili babcię doczekali się odpowiedzi: Miałam za małą brytfannę i cała pieczeń nigdy mi się nie mieściła, dlatego musiałam odcinać końcówkę.
Wielu podejrzewa, że z wymaganiami jakie stawia nam Kościół jest tak, jak ze zwyczajem obcinania końcówki pieczeni w powyższej anegdocie. Wymagania, prawa, przykazani, przepisy etc... są, ale gdyby zadać sobie trud i sięgnąć do ich korzeni, to na pewno by się okazało, że są bezsensowne i bezpodstawne. Oczywiście na osądach się kończy, gdyż kto by sobie zadawał trud zgłębiania nauczania Kościoła. W internecie, w prasie, telewizji znaleźć można na pęczki mędrców, którzy wypowiadają się na temat wiary katolickiej nic o niej nie wiedząc. Zauważyliście, że tacy znają się najlepiej? Już śmiech mnie ogarnia i miesza się z irytacją, gdy ktoś zaczyna snuć wywody na temat, jak to strasznie zostałem skrzywdzony przez celibat, że trzeba go znieść i takie tam. Oczywiście nie powie tego biskup (chyba, że austriacki). Z duchowieństwa najczęściej wypowie się w ten sposób osobnik, który właśnie zostawił kapłański stan i w akcie (jak mu się wydaje) szczerości, dobroci i otwartości wyjaśni wszystkim, że tak się żyć nie da, a ci, którzy tak żyją, są chyba nienormalni - zgrozo konsternacjo. To tylko jeden z przykładów, a rozważać by tu można każde przykazanie, przepis, wymóg z osobna. Gdy przykazania stają się wymogiem, któremu nie chcemy sprostać, szukamy wszelkich możliwości, by usprawiedliwić siebie, swoje wygodnictwo, lenistwo, ignorancję, czy wprost głupotę. Jak to najłatwiej zrobić - oskarżyć Kościół, że jest instytucjonalny, że biskupi rządzą jak im się podoba, że to wszystko to jedno wielkie faryzejstwo - jak w dzisiejszej ewangelii; wymyślili sobie przepisy i teraz nas biednych dręczą.
Totalne nieporozumienie.
Wszystkie trzy dzisiejsze czytania spotykają się w jednym temacie - temacie prawa. W Ewangelii (Mk 7,1-8.14-15.21-23) Pan Jezus wytyka faryzeuszom, że ich przepisy są martwe, gdyż pochodzą od ludzi, nie od Boga - ewangelia koresponduje bezpośrednio z pierwszym czytaniem (Pwt 4, 1-2.6-8) gdzie Bóg poucza: Nic nie dodacie do tego, co ja wam nakazuję, i nic z tego nie odejmiecie,... W ten sposób liturgia przypomina nam, skąd Pan Jezus zaczerpnął podstawy ku temu, by zganić faryzeuszów. Kluczem do wszystkiego, jak dla mnie, jest drugie czytanie (Jk 1,17-18.21b-22.27) gdzie usłyszymy:
A przyjmujcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze.
Wymagania jakie stawia nam Kościół, nie zostały wymyślone przez ludzi, by nas pognębić, utrudnić nam życie. Te prawa są odwieczne, zadaniem Kościoła, a więc i naszym zadaniem nie jest tworzenie prawa, ale jego odkrywanie - odkrywanie Prawdy, Która została zawarta w Ewangelii, a Którą jest sam Chrystus Jezus. Uczynić to można tylko w duchu łagodności. To niesamowite - ludzie się szarpią, walczą, nie zgadzają się z przykazaniami, dyskutują, kłócą się z księdzem w konfesjonale, a Jakub im odpowiada: Chłopie co się szamoczesz jak ryba bez wody (czy też jak prosia w pustym miechu - jak to u nas mówią), tu potrzeba ducha łagodności. Najlepiej można to zrozumieć właśnie w konfesjonale - życzę wszystkim by w Sakramencie Pokuty spotkali kiedyś kapłana, który jest uosobieniem takiego ducha łagodności. Czasem się zdarza, że przystępując do spowiedzi myślę sobie: Ten mnie teraz zjedzie, jak usłyszy te moje grzechy - cóż... przeżyję. Będę twardy. Chwila upokorzenia i rozgrzeszenie będzie, wchodzę, a tam "duch łagodności", Boże Miłosierdzie przemawia przez kapłana i wtedy dopiero doświadcza się upokorzenia, ale całkiem innego, od tego, o którym wcześniej wspomniałem. W dobrze przeżytym sakramencie pokuty najlepiej można zrozumieć, że wymagania jakie stawia mi Bóg przez Kościół mają mnie wesprzeć, wspomóc, wskazać mi drogę w życiu i uczynić je sensownym. 
To prawda, czasem stajemy wobec wymagań, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć, które Kościół , określa jako tajemnicę, misterium, dogmat - wtedy najbardziej potrzebna jest pokora, wiara w to, że Bóg, a przez Niego Kościół, zawsze pragnie mego dobra. Może ktoś powie, że ta końcówka trochę wyidealizowana mi wyszła, ale czyż nie stawiamy sobie w życiu, jako wierzący, najwyższych wymagań? Czyż świętość nie jest ideałem?
PS.: Od dziś mamy nowego biskupa diecezjalnego. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, pomódl się proszę w jego intencji.

wtorek, 25 sierpnia 2009

Żeby nie było...

A jak! Pięć lat od pierwszej realizacji biskupiego dekretu minęło jak z bicza strzelił. 22.08.2004 r. moim zielono-jakimś (tu mogą wykazać się kobiety, zapraszam do dyskusji w komentarzach) Focusem przyjechałem do Strzelec Op. by objąć posługę wikariusza na parafii św. Wawrzyńca. Do końca życie zapamiętam, jak dzwoniąc na plebanię usłyszałem za plecami wdzięczne: Coś chciał! Tym miłym (a jak się później okazało jakże symbolicznym) powitaniem rozpocząłem moje mieszkanie na plebanii. Zawsze chciałem napisać, jak to na takiej plebanii się mieszka - pewnie wiele osób czytało by takie wyznania z zapartym tchem i wypiekami na twarzy - cóż, może kiedyś się skuszę i na blogu opublikuję coś w stylu "Przypadków księdza Grossera" póki co odkładam ten pomysł na później, a tym którzy są ciekawi jak się żyło na strzeleckiej plebanii powiem tylko tyle, że ww. "Przypadki...", "Adieu" czy inne "Trufle" są jak "Żwirek i muchomorek" (nie mówię tutaj oczywiście w sensie negatywnym, ale też nie mówię w sensie pozytywnym - "żeby nie było").
Ogółem rzecz ujmując (bo tak jest najbezpieczniej - "żeby nie było") praca w Strzelcach Op. dostarczyła mi wielu wrażeń. Pierwszy poważny szok był wynikiem przejścia z życia seminaryjnego do życia parafialnego i to na dodatek tak specyficznego jak Strzelce ("spokojnie, spokojnie" pisząc specyficzny mam na myśli specyfikę, jaką posiada każda parafia - "żeby nie było") - to było jak wypadnięcie z inkubatora wprost na krzesło za taśmą produkcyjną z cebulkami tulipanów (tudzież gladiołlow) w Holandii. Życie zaczęło się szybciej przesuwać przed oczami.
Przez pierwszy rok nie miałem wiele obowiązków, ale w drugim roku jako schedę po ks.A (żeby dobrze oddać uwielbienie jakim był otaczany musiałbym napisać po boskim, wspaniałym, a przede wszystkim niezastąpionym ks. A. - chwała mu za to i to nie jest złośliwość - "żeby nie było") przejąłem duszpasterstwo młodzieży. Jak mi poszło - nie mnie osądzać. Mogę za to napisać jak odbierałem strzelecką młodzież - po dwóch latach już mi pasowało, wcześniej się uczyłem. Apogeum mojej działalności... STOP! Ludzie! Jajecznie się coś zrobiło... Błe! zmiana tematu - "żeby nie było".

"Szczególnym" wspomnieniem jest kuchnia - jedno muszę oddać: nie zabrakło nam nigdy chleba (nie tylko w kuchni ale i na ambonie) - i nim głównie żeśmy się żywili (jak każdy - "żeby nie było").
Miło się pracowało w szkole - uczniowie, katecheci, dyrekcje (były dwie), nauczyciele... to był mój ostatni bastion porządku niezdobyty na szczęście przez wrogów ładu i wyznaczonych z minimum dwumiesięcznym wyprzedzeniem, obowiązków.
Najlepiej jednak ze wszystkiego (inne "przeszczenie" też - "żeby nie było", ale tą "szczególnie") wspominam godziny, a sumując to chyba nawet miesiące, a może i lata, jakie spędziłem razem z pozostałymi "współpracownikami" księdza proboszcza, a moimi współwikarymi, na dyskusjach, wyjazdach, zakupach, wygłupach, filmach, ale także na modlitwie przy ołtarzy ("szczególnie" często łączyła nas koncelebra, jak ktoś myśli, że nadużyłem tu słowa "szczególnie", niech porówna dostępne w internecie ogłoszenia intencje parafialne z.B. http://parafia-strzelce.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=162:10-16082009&catid=38:intencje-mszalne&Itemid=53 z intencjami adekwatnych parafii jak z.B. Głuchołazy: http://www.parafia-glucholazy.pl/index.php?nr=305002000001&nrwpi=2&nrstr=2). Ten team się już nie powtórzy - powiedzieć, że były to "Fajne, naprawdę Fajne chwile" to za mało. Tego się nie da opisać, jeśli się tego nie przeżyło. Kochani - nie zapomnijcie o mnie! Kto wie, może jeszcze się kiedyś w życiu spotkamy... i coś namieszamy razem... i znowu będzie się działo... Eh!
5 lat minęło - to już się chyba nadaje do koncertu życzeń. Dla was więc dedykacja:
O uwagę prosimy teraz wszystkich, których dotyczą niniejsze podziękowania: z okazji 5-tej rocznicy rozpoczęcia pracy duszpasterskiej w Strzelcach Op. podziękowania za to że byliśmy razem zasyła ks. Sylwester. Dla was piosenka:

niedziela, 23 sierpnia 2009

Poprawka

Nie denerwujcie się za bardzo, gdy nagle blog będzie zmieniał swoją formę. Tej zmiany wyglądu dokonałem, gdyż poprzedni szablon miał wąską szpaltę co mnie denerwowało, gdyż źle się czyta z takiej szpalty, która może nadaje się do Rzepy albo Teletygodnia ale nie na bloga - nie na mojego bloga :P

sobota, 22 sierpnia 2009

Odejść czy nie odejść...

Ostatnimi czasy na stronach internetowych, tych pobożnych i mniej pobożnych, a także w prasie, czasem i w telewizji, pojawiają się statystyki próbujące określić stan naszej wiary. Ilu z nas twierdzi, że są wierzący, ilu praktykuje i co praktykuje, kto jest rzeczywiście wierzący, a kto niepraktykujący itd. Jeśli wierzyć statystykom, co wcale nie należy do obowiązku rzetelnego obywatela ani, tym bardziej, Katolika – liczba wierzących spada. Sławetne 98% wierzących jest już tylko wspomnieniem. Powody są różne, czasem poważne, czasem głupie – nie o nich chcę pisać, ale pragnę zatrzymać się nad reakcjami, jakie budzą się w ludziach, którzy słuchają o spadku liczby wierzących, o reakcjach, jakie budzą się w nas.

Przywykliśmy do tego, że zawsze było nas – Katolików – dużo. Stąd wynika przekonanie, że jak nas nie będzie dużo, to będzie źle. W ten sposób próbujemy utrzymać w Kościele jak najwięcej ludzi. Dochodzi do sytuacji, kiedy „naginane jest” prawo kościelne na potrzeby ludzi, których nie można nazwać Katolikami, gdyż oni przyszli po: sakrament, mszę, usługę w formie zaświadczenia niezbędnego do tego by zostać chrzestnym itp. Nie przyszli jako wierzący, (to takie spojrzenie z drugiej strony kancelaryjnego biurka) przyszli jak do sklepu: Proszę księdza (nierzadko proszę pana) chciałbym/łabym … No to ile się płaci? Pewnie, że nierzadko oceniając całą sytuację, nagle odkrywa się, że ta konkretna osoba, która stoi przede mną, być może ma właśnie okazję nawrócić się, zmienić swe życie – za każdym razem więc trzeba działać wielkim wyczuciem. Jednak gdy okazuje się, że reakcją na pytania, czy odmowę jest agresja... szkoda słów, od razu wiadomo z kim ma się do czynienia. Znam pewną parafię, gdzie proboszcz, który odmówił sprawowania Mszy świętej w wybranej przez wiernego porze usłyszał: A co to? Moje pieniądze księdzu śmierdzą? Takie przypadki nie są częste, ale też nie należą do rzadkości.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo oto czytam tekst Ewangelii na jutro (J 6,54.60-69) i nagle zauważam, że nie pierwszy (i niestety nie ostatni) raz ludzie odchodzą od Jezusa. Pan Jezus na te odejście reaguje w dwójnasób – z jednej strony nie odnajdujemy ani jednej wzmianki o tym, by starał się kogoś zatrzymać, powiedzieć: Przemyśl to stary. Wiem, że nie wierzysz, ale to nie oznacza, że masz od razu odejść, z drugiej strony Chrystus wyraża troskę o tych, którzy zostali: Czyż i wy chcecie odejść? Jedno jest bardzo ważne – niezależnie od tego, ilu uczniów zostanie, a ilu odejdzie, NAUCZANIE CHRYSTUSA POZOSTANIE NIEZMIENNE –dla mnie jest to jeden z dowodów na to, że Kościół głosząc Chrystusa, głosi Prawdę.

Pozostaje ostatnie pytanie (które dziś stawiam, bo pytań mamy mnóstwo): A co jeżeli zostanie nas tylko garstka? No cóż – już nie wspominam o tym, że od garstki ludzi wszystko się zaczęło. O. Helmut wypowiedział kiedyś w czasie jednej ze swych konferencji, gdy byłem jeszcze w seminarium (wzięło mnie na wspomnienia) następujące słowa: Duch Święty robi porządki w Kościele. Tak też patrzę na to, co dzieje się w Kościele – nie tylko w Polsce. Oto coraz więcej ludzi zadaje sobie pytanie: Dlaczego wierzę? W co/Kogo wierzę? i szukając odpowiedzi w Kościele stwierdzają: Trudna jest ta mowa – wszak wiara zawsze zakładała nasz wysiłek – ale po co się wysilać w dobie, kiedy można sobie w wszystko kupić? Nagle okazuje się, że nie wszystko – na szczęście nie wszystko. Odchodzą. Jednak ewangelista Jan, nie zapisał imion tych, którzy odeszli – dla niego ważni byli ci, którzy pozostali i wyznali wiarę w Chrystusa: Ty jesteś Świętym Boga. Oni stali się fundamentem Kościoła. Gdy więc kolejny raz czytam statystyki głoszące (ku uciesze „czerwonych”), że liczba wiernych spada, to myślę najpierw o sobie, o swojej wierze (bo każdy z nas najpierw odpowiada za siebie), a następnie o tych, z którymi wiara połączyła mnie w Kościele Bożym i niezależnie od tego, co sobie pomyślicie o mnie, czytając zakończenie niniejszego rozważania stwierdzam jedno: ten świat naprawdę potrzebuje Boga, a - co za tym idzie - ludzie na tym świecie potrzebuje nas.

środa, 19 sierpnia 2009

Co mnie denerwuje


"Niech ksiądz nie mówi, że nie pije, bo ksiądz to sobie przy ołtarzu w czasie mszy wypije" - to mnie denerwuje. A co mi się tak nagle przypomniało? Ponieważ wczoraj i dziś znowu byłem adresatem wypowiedzi tego typu. Ze względu na ten fakt i ze względu na treść Słowa Bożego podanego nam przez Kościół do rozważania w ubiegłą niedzielę i wreszcie uwzględniając także Słowo Boże, które usłyszymy w najbliższą niedzielę, podejmuję ten temat - jest aktualny.
Zacznę tak: NIGDY TAK NIE MÓW! (zdaję sobie sprawę z tego, że w niniejszym zdaniu złamałem wszelkie zasady warsztatu homiletycznego formułując powyższą wypowiedź w sposób zdecydowanie negatywny - trudno). Żeby jakoś unaocznić, że to nie jest problem "z palca ssany" (jak by powiedział nasz prezydent,... a może były premier) powiem tylko, że wypowiedzi tego typu kierowali lub kierują do mnie co jakiś czas uczniowie w szkole, znajomi, krewni. Gdy zwracam uwagę, słyszę, że przecież to tylko żart, że nie powinienem przesadzać, albo po prostu krótko: "A co! Nie jest tak?" Otóż tak nie jest - najprostsza moja odpowiedź brzmi: Ten, kto pozwala sobie na takie wypowiedzi, jest po prostu niewierzący, albo co gorsza (bo przecież wszyscy, których przedtem wymieniłem, podają się za osoby wierzące) jest ignorantem.
I od razu mam prośbę: jeżeli nie rozumiesz o czym teraz piszę, to przynajmniej ze względu na to, by nie ośmieszać siebie, nie gadaj takich bzdur, że ksiądz pije sobie wino przy ołtarzu.
Pragnę zaznaczyć, że na blogu łatwiej się o tym pisze, że łatwiej jest wspomnieć o tym na ambonie, by wzbudzić wrażliwość wśród wierzących, ale o wiele trudniej jest zwrócić uwagę komuś, kto w kościele jest raz na rok, jak Niemka, która dzisiaj do mnie w ten sposób "zagadała", a tym bardziej rodzinie czy znajomym, gdyż uznają cię za przemądrzałego, albo przewrażliwionego, albo nie wiem co jeszcze. Niemniej zawsze zwracam uwagę autorowi takich wypowiedzi, czy dowcipów, gdyż naprawdę mnie to denerwuje i wiem, że denerwuje mnie słusznie. Żeby mi, czy innym kapłanom, przydarzało się jak najmniej takich sytuacji, podjąłem dzisiaj ten temat. Warto o tym rozmawiać. Warto uwrażliwiać swoich znajomych, rodzinę - szczególnie wtedy gdy temat pojawia się w formie kolejnego żartu. Jeżeli sami śmiejemy się z Największej Świętości jaką mamy na tej ziemi, z Sakramentu Eucharystii, to kto inny będzie Ją, a przez to także nas, szanował?
(to się chyba nazywa: "pytanie retoryczne")
PS.: Na zdjęciu fragment relikwiarza z Lanciano, gdzie dokonał się swego czasu jeden z cudów eucharystycznych.

wtorek, 18 sierpnia 2009

"Niełatwy trud"

Okazuje się, że blogowanie wcale nie jest takim prostym zajęciem jak sobie myślałem. Dobrze, że tutaj, w Perugii, mam dużo czasu wolnego, gdyż zdążę się jeszcze zapoznać z całym tym oprogramowaniem. Nie jest źle, ale trochę czasu trzeba poświęcić.
Dziś postanowiłem popracować nad kolorystyką i logo. Znając życie, logo na pewno zmienię. Na razie będzie takie. Jest to wycinek zdjęcia fresków w kaplicy bocznej kościoła św. Dominika w Perugii.
PS.: "Niełatwy trud" to jedno z haseł pewnego znanego mi proboszcza :D Zawsze się zastanawiałem co to będzie, jak się w moim życiu pojawi "trudny trud" ;)

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Wołający z wyżynnych miejsc miasta

Jeśli kiedykolwiek przyjedziesz do Perugii, wysiądziesz na głównym dworcu stacji kolejowej i będziesz chciał dotrzeć do centrum to, żeby nie zabłądzić, wystarczy trzymać się jednej zasady: iść ciągle pod górę. Rynek, to najwyższy punkt miasta. Jest bardzo ciasno obudowany kamienicami między którymi rozciąga się sieć dróg, dróżek, przejść, bram i schodków. Ale wystarczy zejść trochę niżej by stanąć na tarasie widokowym (na zdjęciu widok z jednego z tarasów) i podziwiać w oddali góry i inne miasta z Asyżem na widnokręgu włącznie (też na zdjęciu, na zbliżeniu).
We wczorajszym czytaniu, mądrość wysyła służące na wyżynne miejsca miasta
, by zapraszały na jej ucztę. Po co na wyżyny? Oczywiście, by słyszeli wszyscy. Na ucztę mądrości zaproszeni jesteśmy wszyscy. Nasz profesor w seminarium zwykł mawiać: Żadna wiedza nie jest tajemna. Ktoś powie, że są tajne dokumenty. Czy to jest jednak wiedza, o której mówi Księga Przysłów? Nie. Tam mowa jest o Mądrości, która daje życie. Wszyscy dobrze wiemy, gdzie szukać pełni życia - w Bogu. Ta wiedza jest jak usłyszenie zaproszenia - tak wiem, wiem gdzie mam szukać mądrości i życia, wiecznego życia. Ale to jest tylko wiedza. Mądrość zaś, to wiedza wprowadzona w życie, wiedza, którą się żyje, która przyswojona... hm, to złe słowo, raczej przygarnięta, zrozumiana, zgłębiona stała się mną.
Wczoraj usłyszeliśmy jeszcze jedno zaproszenie: Chrystus zachęca nas byśmy karmili się
Jego Ciałem i Krwią. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne. Mądrość zaprasza do siebie byśmy odrzucili głupotę i żyli. Chrystus daje nam Siebie, byśmy żyli.
Wiedzieć, że mogę karmić się Ciałem Chrystusa i mieć życie wieczne i nie skorzystać z tej wiedzy, nie wprowadzić jej w życie, nie pozwolić, by stała się moją Mądrością to po prostu głupota. Ta g
łupota niejednego już ściągnęła w otchłań śmierci wiecznej.
Mądrość i życie są nierozdzielnie połączone. Moim zadaniem jest samemu poznać Mądrość, być Jej posłusznym, znaleźć sobie najwyższe miejsce w "moim mieście", czymkolwiek ono nie jest, i zwoływać wszystkich na ucztę, która daje Życie.

niedziela, 16 sierpnia 2009

Żyjcie!


Z zamiarem założenia bloga chodzę już co najmniej dwa lata. Jeszcze w Strzelcach Op. przyszedł mi do głowy taki pomysł, ale został mi skutecznie odradzony przez jednego ze współmieszkańców probostwa (piszę współmieszkańców, by powiększyła się liczba podejrzanych :) - dziś wiem jedno: Chwała mu za to!
Teraz życie i podpowiedzi niektórych znajomych zebrały się razem i weszły mi do głowy przypominając niegdysiejszy zamiar.
Dlaczego: Źródło życia? To nawiązanie do ostatniego zdania z dzisiejszego pierwszego czytania z Księgi Przysłów (Prz 9,1-6):
Odrzućcie głupotę i żyjcie, chodźcie drogą rozwagi. To zdanie może umknąć czytającemu tekst, a co dopiero słuchaczowi Słowa Bożego w czasie liturgii. Wczoraj przed snem (może właśnie dlatego, że przed snem) czytałem Słowo Boże przeznaczone na dzisiejszą niedzielę i nic. Dziś rano powyższe zdanie od razu mnie... zaskoczyło, ale rozważyć je będę chciał później. Niemniej to z tego zdania wzięła się nazwa mojego blogu. Na razie nikt o nim nie wie, ale wiem już komu jako pierwszemu go podsunę, by się poświęcił i zrecenzował początki :)
PS.: Na zdjęciu doczesne szczątki błogosławionego papieża Benedykta XI pochowanego w kościele św. Dominika w Perugii - papiestwo zawsze kojarzyło mi się z mądrością.