środa, 6 kwietnia 2011

Wstań! Chodź!

We wczorajszej Ewangelii J 5,1-3a.5-16 (a jako, że wczoraj nie znalazłem na to czasu to piszę dziś) zastanowiło mnie  zachowanie Chrystusa. Większość duszpasterzy naszych czasów - prawdopodobnie i ja - zadało by pytanie: Po co? Po co się wystawiać? Chrystus bowiem uzdrawia... ale uzdrawia w szabat. A nie mógł poczekać jednego dnia? Wszak ów cierpiący człowiek chorował od trzydziestu lat, to jeszcze jeden dzionek by sobie poczekał. Po co drażnić Żydów uzdrawianiem w szabat? A skoro już uzdrawia, to nie mógł powiedzieć chłopu, żeby się z miejsca nie ruszał? Albo jak chce sobie zrobić spacerek, to niech się przejdzie te 1000 kroków, ale niech nie dźwiga łoża. Tymczasem Chrystus mówi: Wstań, weź swoje łoże i chodź! Kto to pojmie takie postępowanie?
Widać bardzo zależało Panu Jezusowi, żeby sprowokować Żydów do myślenia, niestety konsekwencje owej prowokacji były tragiczne, bo myślenie Żydów nie doprowadziło ich do refleksji nad bezsensem ich prawa i przepisów, ale postanowili oni bronić swego ładu za wszelką cenę.
W naszej, katolickiej pobożności można się także nieźle urządzić, mieć swój rytuał, którego nikt nie śmie tknąć. Msza Święta, nabożeństwo, regularna spowiedź wszystko wspaniałe, ale bez duszy. Pobożność można zatrudnić jako wartownika, który ma dbać o mój spokój i dawać mi przekonanie, że moja katolickość jest niezmiennie stała i piękna. Niestety takie myślenie wkrada się także do Kościoła. Niech będzie jak jest, po co zmieniać, po co działać, po co się męczyć? To częste pytania nie tylko wiernych, ale także duszpasterzy. Na propozycje by coś zmienić w parafii, by powiedzieć wiernym coś, co ich poruszy, zmusi do myślenia, sprowokuje, często słyszymy odpowiedź, że lepiej nie, że może być źle, bo ktoś się zgorszy i nie przyjdzie już do kościoła. Znam parafię, gdzie nie można było mówić o tym, że pary żyjące w konkubinacie nie mogą przyjmować sakramentów. Sam proboszcz się denerwował i argumentował, że ambona nie jest miejscem na takie słowa.
Brakuje nam prowokatorów w dobrym sensie, takich jak jest Jezus. Nie mówię o lekkomyślnym paplaniu. Nie mam na myśli przesadnych akcji, które zamiast prowokować do myślenia sieją zgorszenie. Chodzi o mądre i szczere przypominanie prawd wiary, gdyż one właśnie nie dają człowiekowi spać, nie pozwalają mu zamknąć się w swojej prywatnej, wygodnej pobożności, ale motywują do ciągłego wzrastanie w wierze. Można powiedzieć, że Chrystus to nas wszystkich zasiedziałych zwraca się, jak się zwracał do chorego przy sadzawce: Wstań! Wstań z wygodnego fotelika Twej wyimaginowanej pobożności! Wstań i chodź, nie zatrzymuj się! Nasza wiara, nasze życie jest przecież drogą, której nie można pokonać inaczej, jak tylko na własnych nogach. Jeśli ktoś zaproponował ci inny środek lokomocji - wygodny i nie wymagający wysiłku - to możesz być pewien, że nie zmierza on w Twoim kierunku. Jedzie się fajnie, ale celu nie osiągniesz.