poniedziałek, 21 września 2009

Subito!


W tamtej chwili odczułem silne pragnienie, by nie oszukiwać już więcej nikogo i starałem się jak gdyby wyzwolić z mojego zawodu, aby całym sercem służyć Panu. Kiedy Jezus wypowiedział słowo, które mnie wezwało, poczułem palący ogień w środku. Jego mowa była tak piękna, że nie myślałem już o bogactwie, wydało mi się ono słomą.



Św. Brygida Szwedzka, patronka Europy, w swoich mistycznych widzeniach przeżywała sceny ewangeliczne. W jednej z nich zobaczyła powołanie Mateusza celnika, którego święto obchodzimy dziś w Kościele Katolickim. Słowa, od których zacząłem, to słowa apostoła, którymi opisał św. Brygidzie swoje nawrócenie.
Gdy wczoraj czytałem ewangelię na dzień dzisiejszy, pomyślałem od razu o kazaniu, które wygłosiłem onegdaj w Strzelcach Opolskich i o obrazie Caravaggia "Powołanie Mateusza". Ale trudno na bloga kopiować kazanie, które już się głosiło. O czym więc pisać? O czym rozmyślać, jaki podjąć temat? Z pomocą przyszedł mi don. Vittorio, nasz proboszcz.
Jest tutaj (we Włoszech) zwyczaj, że na koniec Mszy świętej kieruje się do wiernych słowa podsumowujące liturgię i wiążące się z rozesłaniem. Tak było i dziś, kiedy don. Vittorio pouczył (nie)licznie zgromadzonych wiernych, że powołanie Mateusza przypomina nam, iż mamy działać subito, subito, subito (na razie nie będę wyjaśniał, co to znaczy, a pamiętający pogrzeb Jana Pawła II zwanego Naszym papieżem i tak dobrze kojarzą ten wyraz).
Zacznę (bez sensu jest tu słowo "zacznę", bo już dawno zacząłem, ale język potoczny jest nielogiczny więc niech tak zostanie) od obrazu Caravaggia. Nie będę się rozwodził nad wszystkimi szczegółami, zwrócę tylko uwagę na te, które są ważne dla mnie. By rozważanie miało sensowny układ posłużę się, jeszcze bardziej nielogiczną niż moje "zacznę", punktacją, do której zwykł się uciekać jeden z moich seminaryjnych wykładowców - i tak:
Pierwsze primo:
Obraz ma bardzo wymowny tytuł: "Powołanie Mateusza". Niby nic nadzwyczajnego w tym tytule nie ma, a jednak. Ewangelista Mateusz tak rozpoczyna opis swego powołania (Mt 9,9-13): Gdy Jezus wychodził z Kafarnaum ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: "Pójdź za Mną". On wstał i poszedł za Nim. (Zauważcie, że Mateusz pisze tu o sobie - interesująca jest, spotykana dziś nad wyraz rzadko, powściągliwość) Dwa zdania, a tylko pierwsze z nich, a konkretnie ostatnie wyrazy tego zdania, to obraz Caravaggia. Chrystus, dosłownie, wstąpił do komory celnej po(!) Mateusza. Wskazuje na niego ręką, obok ten gest nieśmiało powtarza św. Piotr. Mateusz, jakby z niedowierzaniem, że chodzi właśnie o niego, wskazuje na siebie palcem: O mnie chodzi? Mimo tej wątpliwości już podjął decyzję, że wyjdzie, jego nawrócenie już się dokonało - skąd to wiemy? Popatrzcie - okno, w którym zamiast szyb jest naciągnięta cienka skóra, mamy przed sobą, a światło pada od prawej, sponad Chrystusa. Jest to światło Wielkiej Bożej Łaski - Łaski Nawrócenia. Więc tytuł "Powołanie Mateusza" jest tutaj adekwatny w całej swej czasoprzestrzennej rozciągliwości (zawsze chciałem coś takiego napisać :P).
Drugie primo:
Napisałem, że Chrystus wstąpił po Mateusza - tak, na obrazie jest akcja. Przyjrzyjcie się dokładnie. Prawa stopa Chrystusa już jest odwrócona w naszym kierunku i zaraz Zbawiciel wyjdzie z komory celnej. Mateusz nie miał czasu do namysłu - teraz albo nigdy.
Trzecie primo:
Dwóch kompanów Mateusza, nadal liczy pieniądze i jestem przekonany, że za chwilę, gdy Chrystus wyjdzie i ktoś się ich zapyta: Był tu ktoś przed momentem? odpowiedzą: Nie, nie zauważyliśmy nikogo.
Tak "szybkie" powołanie Mateusza i jego natychmiastowa reakcja (opisy powołania innych apostołów często odbywają się w atmosferze podobnej spontaniczności) są piękną nauką dla nas i do tego właśnie nawiązał dziś don. Vittorio wypowiadając: "subito" czyli "natychmiast". Natychmiastowe nawrócenie Mateusza, podjęcie Chrystusowego Pójdź za mną bez zbędnych (żadnych) pytań mocno kontrastuje z postępowaniem ludzi nam współczesnych, co włos dzielą na czworo rozpatrując wszystkie za i przeciw, dyskutując z Bogiem i Kościołem, doszukując się ukrytych, złych intencji w tym, co dobre i dobra (myląc je z korzyścią) w tym, co złe i grzeszne. W ten sposób Prawda, Którą głosimy jako ludzie wierzący, a Którą jest Sam Bóg, zostaje rozmyta i tonie w morzu poglądów ludzi, którym demokratyczne: Większość ma rację, większość ma prawdę totalnie przewróciło w głowach i sercach, a teraz oni przewracają innym, tym, którzy jeszcze wierzą, że istnieje Prawda, wierzą w Boga i wierzą, ufają Bogu podejmując wszystko, czego od nich wymaga - od nas wymaga. Bóg, który nas wzywa, żąda od nas natychmiastowej reakcji. Nie mów: Muszę to przemyśleć. Może jutro się nawrócę i pójdę do spowiedzi. Nieraz (ale nie za często) zdarzało mi się, że do spowiedzi przychodził człowiek, który nie spowiadał się wiele lat. Gdy pytałem, dlaczego przyszedł, czasem otrzymywałem odpowiedź w stylu: Nie wiem proszę księdza. Po prostu coś mnie tchnęło. Wiedziałem, że powinienem iść do spowiedzi, nawrócić się, wzmocnić swoją wiarę, poukładać wszystko i oto jestem. Wtedy wiedziałem, że dłoń, która na obrazie Caravaggia wskazuje na Mateusza, dziś wskazała na tego konkretnego człowieka, a on nie był jak zapatrzeni w monety towarzysze Mateusza, zauważył Chrystusa, usłyszał Jego głos i podjął decyzję "subito" - "natychmiast".
Podjąć NATYCHMIAST decyzję, w wyniku której odrzucę zło i wybiorę dobro - hmmm...
... i już za późno.

PS.: Z powodu błędów z kodowaniem HTML, które przełożyło się na niemożność odczytania tego posta w niektórych przeglądarkach, publikuję dziś wersje poprawioną.

1 komentarz:

  1. "w całej swej czasoprzestrzennej rozciągliwości..." "rozwalił" mnie ten fragment swoją dogłębną analizą fleksyjno-onomastyczną...
    Ale tak na serio to dzięki za powyższy wpis i okazję do zastanowienia się.

    OdpowiedzUsuń