piątek, 6 sierpnia 2010

W świetlanym obłoku

Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli.
     Świetlany obłok (lub po prostu obłok) pojawia się w Piśmie Świętym kilka razy i zawsze jest symbolem Bożej obecności. Dziś, gdy obłok ten po raz kolejny osłania, ogarnia uczniów wpatrujących się w przemienionego Chrystusa przyszła mi do głowy myśl, obraz czy - jak to mawia mój kolega z roku - tak mi się zrodziło, że nasza ziemska liturgia jest niczym ów świetlany obłok. Szczególnie wyróżnić tu trzeba liturgię Sakramentów, a pośród nich "szczyt liturgii" czyli Świętą Eucharystię. Fakt, że jest ona nazywana "szczytem liturgii" już rozwija tworzący się obraz - ale po kolei.
     Pochodzę ze wsi położonej nad łąkami i w dolinie - te dwa elementy geograficzno-przyrodnicze sprawiają, że mgła jest u nas zjawiskiem bardzo częstym. Jako, że tworzyła się ona zawsze nad łąkami, które znajdują się od wschodu mojej wsi, to wyobrażenie mgły zawsze kojarzy mi się ze świeżością i światłem wschodzącego śłońca, które przenika warstwy ścielących się nisko obłoków. I choć mieszkałem w domu rodzinnym 19 lat i jesienią wiele razy oglądałem mgłę nad łąkami, to zawsze było coś nowego w tym wydarzeniu, nigdy nie było ono takie samo i sprawiało, że za każdym razem uśmiechałem się do siebie odciągając rano okno i spoglądając w kierunku Ogrodów (miejscowa nazwa tej części łąk i pól, które widziałem z okna). No dobrze, ale do czego zmierzam, bo te romantyzmy niczego nam na razie nie wyjaśniają.
     Żeby skutecznie przejść do klucza trzeba podkreślić jeszcze kilka ważnych cech mgły. Po pierwsze mgła uwielbia ciszę, a nie lubi wiatru. Dlatego często tworzy się o poranku. Dalej mgła ma w sobie coś tajemniczego i nie chodzi o to, że można się w niej zgubić, albo walnąć się w latarnię, której się nie zauważyło. Każdy, kto w ciszy o poranku stanął we mgle wie o co mi chodzi - doświadczałem tego nieraz gdy chodziliśmy wcześnie rano na łąki zbierać pieczarki (dziś to już nie możliwe, krowy nie chodzą powiem po trawę, to trawa przyjeżdża do krów w konsekwencji brak nawozu i w końcu brak pieczarek - to ohydne? No cóż, a twoja pieczarka w sosie to niby na ptysiach urosła?!). O poranku we mgle jest tak cicho, że słychać nie tylko własne kroki, ale i kroki tych, którzy idą w trawie (!) kilka metrów od ciebie. Zresztą wiadomo, że mgła podnosi walory akustyczne powietrza i wszystko słychać wyraźniej, głośniej.
     Wszystkie te wyobrażenia przychodzą mi na myśl, gdy czytam opis Przemienienia Pańskiego. Jedno się tylko nie zgadza z moją wizją - Pan Jezus zabrał uczniów na górę, a nie w dolinę w okolicach Bodzanowic. Jadnak dziś, gdy wracałem ze Mszy Świętej i popatrzyłem na otaczające Scanno szczyty obłych gór, to wszystko mi się poukładało, gdyż nagle po jednym z zielonych, oświetlonych zachodzącym słońcem wierzchołków przemknęła biała chmura zakrywając go przez moment całkowicie.
     Zgubiłeś się już całkiem drogi Czytelniku - i bardzo dobrze! (trochę złośliwości) No to teraz zaczynamy systematyzować obraz.
     Liturgia Eucharystii jest niczym ów świetlany obłok osłaniający Tabor. Skoro Eucharystia jest "szczytem liturgii", to obłok ten jest niczym chmura spowijająca Olimp (odsłania go bardzo rzadko - byłem widziałem, a właściwie to szczytu Olimpu nie widziałem - widziałem tylko górę i obłok). Dla kogoś, kto usiłuje (bo potrzeba naszego wysiłku) odnaleźć się w Liturgii, wejść w nią, staje się ona przestrzenią tajemniczości. Nie chodzi tu jednak o mrok, nie należy tej tajemniczości kojarzyć z zamglonymi, mrocznymi uliczkami Londynu z filmów o Sherlocku Holmes'ie. Nie należy też kojarzyć tej mgły w horrorami. Mgła tajemniczości jaka wypełnia Świętą Liturgię Kościoła jest pełna światła, wszak Przemienienie dokonało się w dzień i sprawia, że jestem przekonany, że Ktoś w tej mgle jest, że jej tajemnicą jest Sam Bóg ukrywający przede mną swoje oblicze. To przekonanie o Bożej obecności rodzi się z kroków, które słyszymy, ze słów jakie do nas docierają - i nie liczy się, że w czasie Liturgii czyta je lektor lub ksiądz, bo dotykają one naszego serca, budzą w nas niepokój, który tylko On może wzbudzić. A najpiękniejszym momentem jest, gdy Bóg podchodzi i nas dotyka - mgła jest tak gęsta, że nie widzimy wiele... może i dobrze, ponadto owo spotkanie jest tylko muśnięciem, delikatne jak Chrystus, którego przyjmujemy w Komunii, niemniej oznacza to tylko jedno, że dla Boga cała ta tajemniczość mgły nie istnieje i bez trudu odnajduje nas wszystkich, każdego z osobna i daje siebie doświadczyć w czasie Świętej Liturgii. To dlatego właśnie gdy rozpoczynamy liturgię, a obłok zaczyna nas osłaniać, rodzi się w nas niepokój, niczym w Apostołach stojących na Górze Tabor, bo wiemy, że jesteśmy grzeszni.
     Zauważcie - słowo "osłania" samo w sobie ma głębokie znaczenie. Chodzi oczywiście o to, że obłok otoczył uczniów, znaleźli się w jego środku, ale Święta Liturgia osłania nas także w sensie, że daje bezpieczeństwo, że tutaj szatan nie ma wstępu.
     A wszystko to trwa tak krótko - dla osoby o wrażliwym sercu Eucharystia jest tylko chwilą - wystarczy popatrzeć na świętych.
     W ten sposób można snuć ten obraz jeszcze bardzo długo. Sam nie zawarłem w tekście wszystkiego co dziś przebiegło mi przez głowę. Pewnie, możecie mi zarzucić, że wszystko to jest po prostu obrazem, że nie ma się co podniecać. To prawda - cały ten opis może pozostać tylko obrazem. Na tym jednak polega najprostsza kontemplacja i do jednych dany obraz przemawia, a do innych nie. Do mnie przemówił i wierzę, że nie dlatego, że sam go sobie wymyśliłem (bo pewnie nie jestem pierwszy).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz