poniedziałek, 5 października 2009

Bogobojny

Dzieci, które boją się rodziców- są jeszcze takie? Jeżeli są, to rodziny, których są członkami, nazywa się patologicznymi, rodzicom odbiera się prawo do wychowywania dzieci, a nieszczęsne dzieciaczki czyni się na różne sposoby "szczęśliwymi". A jeszcze całkiem niedawno – przynajmniej na Śląsku – rodzice i dziadkowie ze zdziwieniem stwierdzali: Te dzieci to sie nos tero wcale nie bojom (chyba nie muszę tłumaczyć). Oczywiście nie chodziło o to, że rodzice każde przewinienie dziecka karali kablem, pasem i trzygodzinnym obieraniem ziemniaków z kiełków w piwnicy wśród pająków i ślimaków przy „blasku” dwudziestopięciowatowej żarówki. Nie chodzi też o to, że dzieci miały rodziców za nic. Mówiąc „nie boją się” miano raczej na myśli jakąś formę braku szacunku, bardziej przyjacielskie podejście do rodziców, zanik patriarchalnego, czy też matriarchalnego autorytetu – relacje wewnątrzrodzinne się przebudowały i nadal się przebudowują, ale to osobny temat, którego śladem nie zamierzam dziś podążać. Te dokonujące się zmiany powodowały niemniej, że rodzice reagowali tak nie inaczej.
Psalmista dwa razy podkreślał wczoraj (Ps 128): szczęśliwy, który boi się Pana, błogosławiony, który boi się Pana. Czy Boga mamy się bać? Tak, ale w takim sensie, jak boimy się rodziców. Nie chodzi zatem o to, że Bóg tylko czeka na nasze potknięcie by zesłać na nas szarańczę, albo przynajmniej katar. Nie mamy bać się Boga, ale świadomi Jego miłości do nas powinniśmy żyć z lękiem, obawą, że zawiedziemy Boga, tak jak dziecko może zawieść rodziców, ich oczekiwania, ich zaufanie. Jeżeli ktoś żyje w normalnej, zdrowej relacji miłości ze swymi rodzicami, to nie ma dla niego gorszego przeżycia i kary niż szczere, nieteatralne słowa rodzica: Zawiodłem się na tobie. Dlaczego tak postąpiłeś? Czemu nie poprosiłeś o pomoc, nie spytałeś się, nie poradziłeś? Wolałbyś wtedy, żeby po prostu walnęli cie z tak zwanego "liścia" w tak zwany "pysk" i nic nie mówili – tak ci wstyd. Ten wstyd jednak później motywuje nas do tego, byśmy nie popełniali tych samych błędów.
Przenosząc tę relację na relację z Bogiem od razu dowiadujemy się, co miał na myśli Psalmista i dlaczego Chrystus mówi: kto nie przyjmuje Królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego (Mk 10, 2-16).

PS.: Na zdjęciu św. Franciszek patrzący w kierunku Porcjonkuli, miejsca, gdzie odbudował kościół. Św. Franciszek przyszedł mi na myśl, jako wzór człowieka bogobojnego. Od środy (30.09.) jestem w Wenecji. Póki co, nie mam Internetu pod ręką – stąd moje spóźnienie z publikacją posta. Jak się wszystko ureguluje to na pewno się dowiecie więcej o tym mieście - jak mawia mój znajomy - kryminalistów, oszustów, złodziei i barbarzyńców.

1 komentarz:

  1. ło tu panie, taka posucha blogowa, a przeca go do wanencji wysłali. Niechby co popisał

    OdpowiedzUsuń