piątek, 15 października 2010

Na restarcie o polskim koniu

Wreszcie, po moich wakacjach bez internetu, pojawiam się. A zacząć chce od pewnego ciekawego wydarzenia, jakie przytrafiło mi się pierwszego września w Rzymie na lotnisku im. Da Vinci, gdy wracałem do Polski. Po przeprawieniu się, odprawieniu i odnalezieniu bramki, przez którą mieliśmy już przechodzić do samolotu, klapnąłem sobie trochę na ławeczce. Obok mnie siedziało starsze małżeństwo, zapewne turyści, za mną, plecami do nas, młode małżeństwo, mężczyzna w moim wieku siedział od mojej strony - przez ramię. Na początku nawet ich nie zauważyłem, bo od razu jak usiadłem starsza pani siedząca obok zagadnęła coś po angielsku (zaskoczyła mnie - babka w wieku komunistycznym gada po angielsku). Widząc, że to Polacy i znając słabo angielski odpowiedziałem, że można mówić po polsku no i zaczęło się - lawina pytań dotyczących tego samego tematu: czy na pokład samolotu można wejść z dwoma torbami? Odpowiedziałem, ze można tylko z jedną. Mąż na to: A nie mówiłem ci, a ona: Ale popatrz, tamta ma dwie torby, a tyś dopłacił, a ja mówiłam, żebyś nie płacił. Po co zapłaciłeś? Wycofałem się odwracając od państwa uwagę wzrokową, jednak słuchowej uwagi odwrócić się nie dało. Pani wciąż utyskiwała, jak to zostali oszukani i w końcu stwierdziła, że pójdzie się popytać tych, którzy z dwoma torbami stawali już w kolejce do bramki - tzw. gejtu (gate). W międzyczasie powstała specjalność polskich turystów - kolejka, kolejka do gejtu właśnie, która z chwili na chwilę tak urosła, że wyszła poza poczekalnię i utrudniała innym pasażerom poruszanie się po lotnisku - ale Polak twardy i o swoje walczy, więc stoją tak wszyscy. Po chwili wróciła pani marudząc na męża, że niepotrzebnie wydał pieniądze i znowu zagadnęła do mnie: A ta kolejka, to do samolotu - odpowiedziałem, że tak. A pan? Nie stoi?! - zagadnęła męcząca pani. Odparłem, że mi obojętne jest gdzie będę siedział w samolocie, a siedzieć przecież będę. Wtedy, ku mojej uldze, szanowni państwo zgodnie uradzili, ze i oni muszą stanąć w kolejce i wreszcie sobie poszli. Gdy tak trwałem ni to zniesmaczony, ni zaskoczony ni poruszony pan zza mnie odwrócił się do mnie i powiedział: Ja nie wiem, czy chcę tam wracać. Spojrzałem na niego, ale z uśmiechem zrozumienia, on tymczasem kontynuował: Siedziałem tu już od dłuższego czasu i słuchałem z żoną tych państwa. To jest tak, jak w słynnym powiedzeniu, ze Polak nie cieszy się, że sąsiad ma konia, tylko zastanawia się, jak mu go otruć.
W międzyczasie kolejka już ruszyła, wstaliśmy i poszliśmy do gejtu.

4 komentarze:

  1. Moje odczucia odnośnie zachowań innych krajanów podczas tegorocznej eskapady do Turcji... Heh, podobne.

    OdpowiedzUsuń
  2. z drugiej strony czy my musimy ciągle krytykować swój własny naród? ok, może nie jesteśmy tak obyci jak Niemcy, Francuzi, Włosi itd. ok, bywa to irytujące. ale oni mieli się kiedy tego nauczyć. a Polacy? jeszcze tak naprawdę nie pozbyliśmy się postkomunistycznej mentalności ludzi, którzy muszą walczyć o wszystko. ale to minie. a generalizowanie jest naprawdę bardzo krzywdzące...

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno kogoś, kto pod wplywem emocji i chwili wypowiedział się tak a nie inaczej posądzać o generalizowanie - przecież ten mężczyzna nie wygłosil traktatu na temat beznadziejności polskiego turystu. Homo sovieticus nadal w nas drzemie - to prawda. Co mnie jednak irytuje najbardziej to fakt, ze Polak nie da sobie nic powiedzieć i trzeba go długo przekonwać, żeby zmienil zdanie, a tym bardziej zachowania.

    OdpowiedzUsuń
  4. generalizowanie rzadko ma formę traktatu. najczęściej właśnie sprowadza się do jednego zdania =). ale mniejsza o to.
    nie miałam zamiaru wystąpić w roli adwokata Narodu =). nota bene pracuję jako sprzedawca i po roku naprawdę mało co jest mnie już w stanie w Narodzie zdziwić =). tworzenie kolejek do gejtu to naprawdę małe piwo =). z czasem dochodzi się do wniosku, że nie warto się już nawet irytować, bo nic to nie zmieni =).
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń