poniedziałek, 25 października 2010

A Faryzeusz nie śmiał oczu wznieść

Zbyt wiele już chyba razy zaczynałem post od słów, że ewangelia niedzieli (Łk 18,9-14) jest znana, tak jest i tym razem. Może wszystkie te sceny są mi znane po prostu dlatego, że przecież od ponad dwudziestu lat słucham ich rozumnie – zgonie z nauczaniem Kościoła Katolickiego (KPK 11). Nie dziwi mnie więc i tym razem fakt, że przypowieść o Celniku i Faryzeuszu, którzy przychodzą modlić się do świątyni, znana jest i omawiana na ambonach, ale też i w sztuce przez wszystkie wieki. Prosty obraz skruchy jednego i fałszywości serca drugiego przemawiają do nas bez niczyich wyjaśnień.
Hmmm… a może ta przypowieść jest nam zbyt dobrze znana? Może używamy jej okłamując siebie, stwarzając niejaką moralną hybrydę – faryzeuszocelnika lub celnikofaryzeusza? Wchodzę do kościoła, klękam pokornie w ławce, oczu nie śmiem wznieść ku górze, tylko przekonuję Boga – oto ja, grzesznik, żałuję, choć nie potrafię. Jestem zły, zły, zły – miej litość. Suche, pomarszczone, wątłe, udawane formułki, które z ledwością przekonują mnie samego, a co dopiero Boga. Do tego doprowadzić może egoizm – do stwierdzenia odwrotnego niż to faryzeuszowe i nagle miast mówić: „Boże, dziękuje Ci, że nie jestem […] jak ten celnik”, mówimy: Popatrz Panie Jezu jestem jak ten celnik i pokornie tu staję u Twoich stóp, skruszony, we łzach… – pobłogosław. Takie pomieszanie z poplątaniem, faryzeusz, który nagle zauważa, że Bóg wysłuchuje modlitw celnika i stwierdza, że opłaca się nim być, więc teraz trzeba Pana Boga tylko przekonać, że jestem jako ten Celnik. Tragedia jednego aktora, bo choćbym nie wiem jak przekonywał, wciąż będę faryzeuszem.

1 komentarz:

  1. Kilka moich myśli o tym tekście - http://niedowiarstwomoje.blogspot.com/2010/10/nie-badz-faryzeuszem-z-modlitwy-nie-rob.html

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń