środa, 5 maja 2010

Dar na niespokojne czasy

Święty spokój nie jest
wcale taki święty
     Dziś spokój stał się jednym z synonimów harmonijnego życia i dobrobytu. Uważa się, że niewielu doznaje łaski spokojnego życia więc, jak to z towarami deficytowymi bywa, wszyscy pragną spokojnie żyć, a zatem mieć pracę, być zdrowym, mieć kochającą rodzinę, wypoczywać i cieszyć się życiem. Jeżeli spokój życiowy zdaje się być nieosiągalny usiłujemy zapewnić sobie spokojną przyszłość czyt. starość. Domy spokojnej starości, fundusze „spokojna jesień” i inne spokojności stają się celem samym w sobie i jako takie wykorzystywane są jako chwyt reklamowy.
     Wczoraj w ewangelii w czasie Eucharystii (J 14,27-31a) słuchaliśmy słów Chrystusa:
Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat ja daję.
     Słowa często powracające np. w czasie każdej Mszy świętej gdy kapłan odmawia modlitwę o pokój kończąc ją przekazaniem znaku pokoju: „Przekażcie sobie znak pokoju” (Tutaj czasem dochodzi do błędy demokratyzacji liturgii i księża zamiast „przekażcie” mówią „przekażmy” co jest błędem, gdyż Kaplan w osobie Chrystusa jest tym, który daje Jego pokój niczym w cytowanym fragmencie ewangelii, a wierni przekazują go wszystkim dalej). Czym jest ten Chrystusowy pokój?
Dobrze oddaje to różnica, którą Nasz Pan sam zakreślił w swoich słowach:
Nie tak jak daje świat ja daję.
     Pokój Chrystusowy należy odróżnić od życiowego spokoju. Człowiek, który osiąga życiowy spokój siada wieczorem w fotelu i mówi stonowanym głosem: „Żyje mi się dobrze, jestem szczęśliwy i mam nadzieję, że nadal tak będzie”. Człowiek, który otrzymał Chrystusowy pokój powie: „Mam w sercu pokój i jestem pewien, że niezależnie od tego, co by się nie działo w moim życiu, Bóg mnie nie opuści, nawet gdy stanę wobec śmierci – wszak Chrystus zmartwychwstał i zwyciężył nawet śmierć”. Chrystusowy pokój jest owocem Jego zmartwychwstania i nie dotyczy tego świata i tego życia – dotyczy życia wiecznego. Można zatem żyć w niespokojnych czasach kryzysów, wojen i prześladowań i mieć jednocześnie pokój w sercu, pokój, który jest moim przekonaniem, że trwam przy Bogu i Bóg jest moją obroną „kogóż miałbym się lękać” (Ps 27). Popatrzmy na męczenników? Czy mieli spokojne życie? Czy umierali spokojnie? Oczywiście nie, a mimo wszystko mieli pokój w sercu.
     Ten świat wraz z jego panem będzie dążył do odwrócenia naszej uwagi od Chrystusowego pokoju skupiając naszą uwagę na tym, co ziemskie, na poszukiwaniu wygód i zapewnianiu sobie spokojnego życia i starości, ale pozostaje wciąż nasze serce, które zgodnie ze słowami św. Augustyna jest niespokojne „póki nie spocznie w Bogu”. Co to oznacza? Przypomnijcie sobie uczucie jakie nosimy w sobie, gdy wiemy, że zgrzeszyliśmy i należało by skorzystać z sakramentu pokuty. Grzech, który oddala od Boga budzi słuszny niepokój w sercu, a przejawia się on w prostych słowach wypowiadanych czasem całkiem bezwiednie: „Musiałbym już iść do spowiedzi”. Jeżeli ktoś tkwi w grzechu i nie odczuwa potrzeby pojednania z Bogiem, nie odczuwa niepokoju w sercu (zwanego wurzutami sumienia) to znaczy, że stłumił, stłamsił głos swego serca, sumienia, wiary i nie pozwala mu się odzywać, a to z kolei oznacza, że czas się wziąć za siebie (najlepszą metodą na obudzenie serca jest regularny sakrament pokuty połączony ze szczerym rachunkiem sumienia).
     W sakramencie pokuty wraz z przebaczeniem jakie otrzymujemy od Boga wraca do naszego serca Boży pokój. To dlatego kapłan wypowiada słowa: „Bóg Ojciec Miłosierdzia […] niech ci udzieli przebaczenia i POKOJU przez posługę Kościoła”.
     Historia Kościoła Katolickiego pokazuje, że życie chrześcijan było spokojne tylko wtedy, gdy za bardzo bratali się z tym światem. Człowiek głębokiej wiary nigdy nie żył i nadal nie żyje spokojnie, bo wciąż musi się przeciwstawiać temu, co światowe nie tyle w polityce, co w swojej rodzinie, wśród znajomych. Nie oczekujmy więc, że być Katolikiem oznacza usiąść w fotelu i czytać z rodziną Pismo Święte, bo nawet do tego ciężko czasem nakłonić własną rodzinę (nie wiem czy kiedykolwiek próbowaliście). Być Katolikiem oznacza trwać w nieustannej walce, jak podkreśla Chesterton. Jest to walka o mnie i o moich bliskich i bliźnich i tylko POKÓJ może nas uratować.
Pan moim światłem i zbawieniem moim,
kogóż miałbym się lękać?
Pan obrońcą mego życia,
przed kim miałbym czuć trwogę?
O jedno tylko proszę Pana, o to zabiegam,
żebym mógł zawsze przebywać w Jego domu
przez wszystkie dni życia.
Abym kosztował słodyczy Pana,
stale się radował Jego świątynią.
Wierzę, że będę oglądał dobra Pana,
w krainie żyjących.
Oczekuj Pana, bądź mężny,
nabierz odwagi i oczekuj Pana.

                                                               Ps 27

1 komentarz:

  1. Chesterton mówił także: "Chrześcijaństwo jest samo w sobie tak pogodne, że napełnia posiadacza pewną niemądrą skłonnością do śmiechu, którą smętni racjonaliści biorą za zwykłą bufonadę i bluźnierstwo". Myślę, że taki prawdziwy pokój, niesie ze sobą radość, (której nic nie może odebrać)=). Rzeczywiście, tylko taki Pokój może nas uratować. Kolejny fantastyczny wpis. Jak Ksiądz to robi? ;-)

    OdpowiedzUsuń