niedziela, 2 maja 2010

Cienka (nieokreślonego koloru) linia

„Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem” J 13,31-35
     Przykazanie nowe – przykazanie miłości, czyli tak naprawdę stare, a jednak. Jego nowość to Miłość Boża, która stawia siebie za wzór – wzór doskonały i niedościgniony, do którego jednak z chęcią zmierzało, zmierza i będzie zmierzać wielu ludzi „z tej biednej ziemi, z tej łez doliny” i nie chodzi tu tylko o Kucoby (małe wyjaśnienie: Kucoby to niewielka wioska w mojej parafii. Gdy jak co roku, odprawiana tam była Msza Święta z okazji dni krzyżowych parafianie mówili złośliwie, że trzeba tam śpiewać właśnie „Z tej biednej ziemi”).
     Przykazanie miłości – a musicie wiedzieć, że przykazaniom właśnie zamierzam poświęcić dzisiejszy wpis – zawiera w sobie, jak powiada Chrystus na innym miejscu Ewangelii, wszelkie inne przykazania. W tym właśnie momencie wielu osobom coś zaczyna się kłócić – przykazania i miłość? Dekalog i miłość? A niby gdzie ten zbiór nakazów i zakazów mówi o miłości? Właśnie…
     Oto najczęściej spotykane dziś rozumienie przykazań, które w sposób kontekstualnie nierozerwalny (odrobina języka mojego emerytowanego arcypasterza nigdy nie zaszkodzi :) przenika się z podobnym rozumieniem Kościoła i choć brzmi to zawile, to już spieszę z wyłożeniem mej myśli, która koniec końców okazuje się być prostą, a wielu z nas także niewiarygodnie bliską – ot co.
     Zacznijmy od tego, że pisząc dziś słowo "przykazania" będę miał na myśli dekalog i przykazania kościelne, a nie przykazanie miłości, choć ono odgrywa tutaj najważniejszą i kluczową rolę, jak się wkrótce przekonamy. Ameryki więc nie odkryję, jednak cel jest wciąż taki sam: nazywać nienazwane.
     Wracam więc do myśli, która już raz pojawiła się w tym wpisie: przykazania kojarzą się nam źle i negatywnie. Nic dziwnego, przecież sformułowane są w większości negatywnie (z językowego tudzież lingwistycznego punktu widzenia) jako zakazy i nakazy. A jednak jest w nich wiele... miłości właśnie. Można uciec się do obrazu, wg którego Bóg poprzez przykazania wskazał nam granicę pomiędzy dobrem a złem, życiem w grzechu a życiem łasce Bożej. Owa granica to minimum jakie jest od nas wymagane. Niestety książę kłamstwa co się zwie diabeł i szatan wie jak obrócić kota ogonem. Już w raju zdołał wmówić naszym prarodzicom, że to co wydaje im się dobre i o czym Bóg mówi, że jest dobre, jest tak naprawdę złe i szkodliwe, a prawdziwa miłość, wolność i swoboda zaczyna się w ludzkim życiu dopiero gdy przekroczy się granicę grzechu, czyli gdy zaczynamy szukać gdzie indziej niż nam proponuje Bóg. A że granica wyznaczona przykazaniami nie jest żadnym berlińskim murem, tylko kreską namalowaną na ziemi, to łatwo ją przekroczyć bez żadnego wysiłku by już za chwilę znaleźć się w świecie, który - jak nam obiecuje sam szatan - jest światem wolności.
     Wielu z nas wciąż daje się na to złapać. Co rusz wracają poglądy głoszące, że Kościół, papież, biskupi i nie wiadomo kto jeszcze, są jak pies ogrodnika, który sam nic nie zeżre, a drugiemu też nic nie da zjeść. Stąd właśnie wymyślono przykazania by nas zniewolić, by sterować naszym życiem (myślenie to pojawia się wyraźnie w antykatolickim filmie [a podobno jeszcze wyraźniej w książce Philipa Pullmana "Mroczne materie", ale nie czytałem] "Złoty kompas" - tak, tak, Magistratura to w zamyśle autora Kościół Katolicki). Współczuję wszystkim, którzy żyją w takim kościele - i celowo piszę małą literą, gdyż z Kościołem nie ma to nic wspólnego.
     Nasz ojciec duchowny powiedział pewnego razu, że jeżeli dla kogoś Kościół Katolicki jest ciężarem, udręką, zbiorem zakazów i nakazów, to powinien czym prędzej go zostawić, bo nie odkrył czym tak naprawdę jest Kościół. I tu dochodzimy do przykazania, byśmy się wzajemnie miłowali. Chrystus mówi dziś: Daję wam przykazanie. Zauważcie, nie mówi niczego w stylu: od dziś nakazuję wam, zabraniam wam, musicie, zostajecie zobowiązani do kochania się - to by oznaczało miłość z przymusu, czyli jakąś patologię (przypominają mi się w tym miejscy dantejskie sceny z przedszkola: ja z kolegą naprzeciw, wszyscy wpatrzeni w nas jak w teatrze i pani wypowiadająca tonem rozkazującym: podajcie sobie rękę i prosze natychmiast sie przeprosić). Przykazanie miłości, wraz z wszystkimi zawierającymi się w nim przykazaniami, jest darem - darem, który można przyjąć, ale można też odrzucić, bo miłość zakłada naszą wolność. To dlatego właśnie granica wyznaczona Dekalogiem nie jest berlińskim murem, bo wybór należy do nas.
     Co nam dają przykazania - chronią nas, przed złem, grzechem, przed nami samymi i chronią też innych przed nami czyż to nie miłość? Owszem, to już miłość, choć niestety na minimalnym poziomie okazywania sobie szacunku. Jednak od czegoś trzeba zacząć - znaleźć się po odpowiedniej stronie owej "granicy", gdyż niezależnie od tego co podpowiada ten świat i jego pan prawdziwą wolność i miłość znajdziemy jedynie po stronie dobra - po stronie grzechu jest tylko śmierć i zniewolenie.
     Gdzie ta nasza wolność? Chrystus mówi: „Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem” Szczerze trzeba powiedzieć, że wyznaczony nam został cel niedościgniony, nieskończony, bo miłość Boża nie zna granic - a właśnie. Każdy kto podejmuje Chrystusowe wezwanie, kto przyjmuje dar przykazania miłości, staje przed niekończącymi się możliwościami pogłębiania, kształtowania i rozszerzanie miłości w swoim życiu - tutaj nikt nie stawia granic i to jest właśnie wolność w Chrystusie, prawdziwa wolność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz