niedziela, 8 listopada 2009

Wyzwani


Słowo "przygoda" ma w języku polskim kilka znaczeń. Słownik języka polskiego wyodrębnia następujące:
1. «niezwykłe zdarzenie spotykające kogoś, odbiegające od zwykłego trybu życia tej osoby»
2. «przelotny romans»
3. «zespół przeżyć i doświadczeń związanych z jakimś okresem w życiu»
Odłóżmy na bok przelotny romans, gdyż często jest on przygodą tylko dla jednej ze stron :) Pozostałe definicje informują nas, że przygoda jest wydarzeniem zamkniętym w ramach czasowych, odróżnia się od naszej codzienności, a więc jest oryginalna i niezwykła. Jest także przeżyciem i doświadczeniem – gdy zestawiamy ze sobą w jednym zdaniu dwa wyrazy: "przygoda" i "przeżycie" to wiemy, że to, co opisują było czymś emocjonującym, nierzadko naznaczonym ryzykiem, niebezpieczeństwem, czymś związanym z wysiłkiem fizycznym i psychicznym, wysiłkiem woli, pytaniami typu: "co dalej?" czy też szybkim podejmowaniem decyzji nawet wbrew temu, co podpowiadają okoliczności i zdrowy rozsądek. W takim znaczeniu przygoda wiąże się czasem z narażeniem zdrowia, a nawet życia.
Co nazywamy przygodą? To zależy od konkretnej osoby – dla jednych będzie nią wyjazd na targ do pobliskiego miasteczka – i będzie później opowiadał(a), czego to na tym targu nie widział(a). Dla innych przygodą będzie wyjazd na studia zagraniczne, dla jeszcze innych wycieczka autostopem po Europie, albo wyprawa w góry ze wspinaczką na najwyższe szczyty (lub na Krupówki). Dla wszystkich jednak przygoda, niezależnie od tego czy jest wycieczką, przypadkiem, wyprawą czy nawet romansem, wiąże się z jakimś wyzwaniem, z przełamywaniem siebie, swoich nawyków, lęków, ograniczeń etc. Procentowo niewielu ludziom przydarza się, że podejmując wyzwanie przygody muszą być świadomi tego, że na szali kładą swoje życie – aż tyle najczęściej nie ryzykujemy, a na tych, którzy tak postępują patrzymy z dystansem.
Popatrzmy w tekst Księgi Królewskiej (1Krl 17, 10-16), odczytany dzisiaj, jako pierwsze czytanie w naszych kościołach. Kobieta, która, wraz z synem, przymiera głodem dzieli się jedzeniem z Eliaszem, bo ten jej powiedział: Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię. Czy wdowa uwierzyła Eliaszowi? A może postawiła wszystko na jedną kartę – "Wóz albo przewóz", a może po prostu była zdesperowana i podjęła propozycję Eliasza, na zasadzie tonącego, co to się brzytwy trzyma (mądrości ludowe mnie naszły:). Na pewno na propozycję Eliasza nie klasnęła
w dłonie z iskierką w oku z hasłem na ustach: No wreszcie coś się w moim życiu dzieje!, ale niewątpliwie decyzja, jaką podjęła, niezależnie od pobudek, była podjęciem wyzwania, miała w sobie coś z przygody.
Do czego zmierzam? Chrześcijaństwo, nasza wiara, bycie Katolikiem, ma w sobie coś z przygody, a dwie wdowy, ta z Księgi Królewskiej i druga (Mk 12, 38-44), która wrzuca wszystkie swoje pieniądze do skarbony w świątyni, są tego doskonałym przykładem. Podkreślam jednak – wiara nie jest przygodą, tylko – wiara ma coś z przygody, a tym czymś jest wyzwanie oraz to, co słownik języka polskiego nazwał "zespołem przeżyć i doświadczeń", a także "zdarzeniem odbiegającym od zwykłego stylu życia". Wiara nie jest przygodą, gdyż przygoda kiedyś się kończy, a wiara trwa, nie dotyczy jakiegoś okresu naszego życia, ale całego naszego życia aż po wieczność.
Dlaczego wiara jest wyzwaniem? Gdyż jest nieustannym podejmowaniem decyzji i działań ratujących życie nasze, a nierzadko także, życie osób nam bliskich. Owe decyzje i działania podejmujemy często wbrew wszelkim logicznym przesłankom – mowa tu o naszej, ziemskiej, ludzkiej logice – po prostu odbiegamy od tego, co społeczeństwo nazywa normalnym, ale z wiarą pogodzić się tego nie da. Wiara zatem jest postępowaniem wbrew temu światu i nieraz staje się walką, bitwą, wreszcie wojną. Nawet proste decyzje mogę nieść ze sobą, bardzo przykre dla nas, konsekwencje. Przykład? Odmów znajomym wyjazdu na dyskotekę w piątek i powiedz konkretnie, że czynisz to z powodu wiary, albo przeżegnaj się przed posiłkiem w restauracji – w tak prostych decyzjach kładziemy na szalę naszą opinię wśród znajomych, w swoim środowisku, ryzykujemy ośmieszenie itd. Oczywiście przykłady mógłbym tu mnożyć bez końca: modlitwa z dzieckiem rano i wieczorem; palić, czy nie palić; film dla mnie, czy już nie; kląć jak kumple (którzy z szewcem nie mają nic wspólnego) czy nie; wyjść z rodziną na spacer czy patrzeć nadal w telewizor; jechać na zakupy w niedzielę czy nie; antykoncepcja czy npr itd. Każdy dzień katolika z krwi i kości jest wyzwaniem, wypełniony jest decyzjami ratującymi nasze życie, ale dopiero wiara w Boga pomaga nam to zrozumieć, a przede wszystkim pomaga zobaczyć, ogarnąć wzrokiem rozumu i woli pole bitwy, na jakim się znajdujemy. Tylko wiara w Boga, w życie wieczne, w to, że jest dla Kogo walczyć, pomaga nam tą walkę podejmować wciąż na nowo. Jesteśmy Ludem Bożym, Kościołem – w walce nigdy nie byliśmy sami, w sumie trzeba powiedzieć, że podjąć wyzwania wiary nie można o własnych siłach – to sam Bóg Jest naszą siłą, On jest naszą mocą, Bogiem mocni walczymy – nie z krzykiem na ustach, choć czasem byśmy tak chcieli, czasem jesteśmy jak Synowie Gromu (odsyłam Łk 9,51-56). Tymczasem walka, która się toczy, trwa niepostrzeżenie w cichości naszego życia, zniechęca nas swoją powszedniością, stałością i mozołem. Nie dajmy się jednak zwieść - w szarości codziennego życia uboga, niepozorna wdowa, weszła do świątyni i do skarbony wrzuciła wszystko, co miała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz