wtorek, 17 listopada 2009

Jedna sprzątaczka paruzji nie czyni :)


Z niemałym opóźnieniem, po weekendzie pełnym wrażeń, zasiadam dziś wreszcie by spisać to, co chodzi mi po głowie od popołudnia ubiegłej niedzieli. Chrystus zapowiadając powtórne przyjście Syna Bożego (Mk 13, 24-32) poucza, byśmy odczytywali znaki, jakie go zapowiedzą, tak jak potrafimy przewidzieć, że nadchodzi lato obserwując drzewo figowe. Chrystus użył obrazy drzewa figowego, gdyż był zrozumiały dla Jego słuchaczy. Gdyby Pan Jezus przemawiał w Polsce zapewne nawiązałby do bociana zapowiadającego wiosnę i nad tym obrazem dziś chciałbym się zatrzymać. 
Otóż do pewnej wsi, nazwijmy ja Wichrów, przywieziono trzech mężczyzn, umieszczono ich w osobnych domach i nakazano, by wypatrując bociana wyznaczyli datę nadejścia astronomicznej wiosny.
Pierwszy z nich należał do tych, co to doskonale się na wszystkim znają, typowy „mędrzec dyżurny” - o co go nie zapytasz to wie. Oczywiście od razu był przekonany głęboko o tym, że to on dobrze wyznaczy dzień nadejścia wiosny i gdy tylko pojawił się pierwszy bocian zaraz rozgłosił wszem i wobec, że dziś widział bociana i od jutra należy sadzić pomidory, siać marchew i inne warzywa, a kurtki i płaszcze z powodzeniem można już schować do szafy z kulkami na mole w kieszeniach, bo jutro to już będzie tak ciepło, że niezbędny będzie krótki rękaw i sandałki.
Drugi od razu uznał, że zadanie wyznaczenia daty nadejścia wiosny na podstawie obserwacji przyrody to totalna głupota i zaścianek gdyż w dobie techniki i nowoczesnych rozwiązań jest wiele innych, skuteczniejszych metod, które pomogą rozwiązać tę zagadkę. Zresztą wiadomo, że wszystko jest powiązanym ze sobą ciągiem przyczynowo-skutkowym i to raczej wiosna sprawia, że przylatuje bocian, a nie odwrotnie. Porzucił więc prostackie (jego zdaniem) gapienie się na przyrodę i codziennie zasiadał do komputera, łączył się z satelitą, analizował i obliczał, przeprowadzał rachunki prawdopodobieństwa i nawet nie zauważył, jak po bocianie przyleciała jaskółka, skończyły się przymrozki, a drzewa wypuściły wpierw nabrzmiałe pąki a później pachnące świeżą zielenią liście.
Ostatni mężczyzna podszedł do zadania bez większych emocji, gdyż pochodził ze wsi i dla niego odczytanie sygnałów zapowiadających wiosnę nie było wielkim problemem. Nie emocjonował się zbytnio, gdy widział pierwszego bociana, a o jaskółce też pamiętał, że wiosny nie czyni. Obserwując przyrodę wciągał co rano wielkimi haustami powietrze i gdy pewnego razu ten wielki oddech zapachniał mu tak przyjemnie, że aż z rozkoszy przymrużył oczy wiedział, że teraz już rzeczywiście nadeszła wiosna.
Pewnego dnia, siedząc przy śniadaniu, byłem świadkiem rozmowy dwóch kapłanów o tym, jak to zmienia się dziś świat (oczywiście na gorsze) i nieuchronnie zmierza do swego końca. Gdy już rozmowa się rozkręciła, jeden z nich powiedział: Księże, dzisiaj to nawet sprzątaczki w biurach różne płyny do wszystkiego mają nie tak jak kiedyś, że wszystko jedną szmatą ogarnęła. Na to drugi odparł: Co to z tego będzie? i wtedy pierwszy podsumowując całą rozmowę rzekł: Jak to co? Wojna będzie! Tak, można w swojej (!) mądrości doszukiwać się przyczyn tragedii i końca świata we wszystkim. Nie brakuje nam ludzi naznaczonych pewną dewocją, którzy zwiastuny paruzji widzą w przeróżnych wydarzeniach i niepomni na słowa ewangelii o dniu owym lub godzinie nie wie nikt [...] tylko Ojciec (Mk 13, 32)  twierdzą, że sami widzą najlepiej, kiedy ten świat się skończy – na szczęście nie ma ich zbyt wielu.
Zdecydowana większość naszego społeczeństwa ma swego przedstawiciela w nowoczesnym naukowcu. Koniec świata? Paruzja? To dobre dla Kościoła, żeby miał czym wiernych straszyć. Przecież nic nie zapowiada przyjścia Chrystusa – wszystko da się naukowo wyjaśnić i nauka wskazuje na to, że Chrystusa nie ma, a skoro go nie ma, to nie przyjdzie. Zresztą, kto dziś wierzy w te średniowieczne (sic!) bujdy, człowiek się rozwinął i jest w stanie panować nad światem, a dzięki postępowi medycyny niedługo staniemy się nieśmiertelni.
Skąd wypływają te dwa błędne stanowiska? Z braku wiary, która pomaga odczytać wolę Bożą w naszym życiu oraz Boże plany względem nas. Człowiek żyjący wiarą nie będzie miał problemów z odczytaniem znaków, jakie daje mu Bóg. Nie będzie panikował na wieść o sprzątaczce z zestawem różnych płynów do czyszczenia, czy na wieść o trzęsieniach ziemi i wojnach, o niesprawiedliwości i prześladowaniach, ale nie będzie też ignorował znaków, przez które Bóg przemawia, lecz oddychając wiarą, czyli żyjąc wiarą każdego dnia, będzie trwał przygotowany na przyjście Pana, świadom tego, że tak jak nie da się konkretnie wyznaczyć dnia nadejścia wiosny, która w marcu i kwietniu wciąż miesza się z zimą, tak samo nie da się konkretnie wyznaczyć dnia nadejścia Pana i dlatego można, a nawet trzeba być czujnym, gdyż Bóg przyjdzie niespodziewanie, ale to wcale nie znaczy, że niezapowiedziany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz