środa, 9 marca 2011

Bóg na własne potrzeby

Baranek Boży (podpis dla pewności)
Około dwóch tygodni temu w pociągu relacji Forli – Bolonia dosiadłem się do pewnej Włoszki i Senegalczyka, którzy rozmawiali sobie sympatycznie. Senegalczyk wyjaśniał dlaczego przyjechał do Włoch, że szuka żony (jednej, choć jego tatko w Senegalu ma trzy), że tak w ogóle jest muzułmaninem. Po czasie przyłączyłem się nieśmiało do rozmowy. Zeszła ona na temat Boga w ogólności. Wtedy to Pani Włoszka wypowiedziała z poważną, dystyngowaną miną typową dla włoskiej matrony wygłaszającej poważne spostrzeżenia własne, że jej zdaniem Bóg to Bóg, jest zawsze taki sam dla wszystkich, tylko my różnie go nazywamy. Muzułmanie, Katolicy i inni – wszyscy mamy tak naprawdę tego samego Boga. Pogląd nienowy, ostatnio często (coraz częściej) spotykany, pachnie indyferentyzmem religijnym z delikatną nutką utopii. Ja jakoś postanowiłem nie wyprowadzać Pani Włoszki z błędu (tu biję się w pierś – moja wina), zresztą już wysiadaliśmy.

Gdy sięgnąłem do Ewangelii (Mt 7,21-27) z minionej niedzieli zauważyłem jak niebezpieczny jest to pogląd. Natrafiamy tam na ostrzeżenie Chrystusa:
Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? Wtedy oświadczę im: Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!
Wielokrotnie zastanawiałem się, do kogo Chrystus odnosi te słowa, kim jest ten, który działa w imię Pana, wyrzuca w Jego imię złe duchy, a w rzeczywistości z Bogiem nie ma nic wspólnego? To człowiek, który na własną rękę, czy - trafniej mówiąc - na własne potrzeby, zmalował sobie obraz Boga albo raczej boga. Obraz powstał ze szczątków informacji zasłyszanych gdzieś na katechezie w latach młodzieńczych, a jako że informacje te były niewystarczające, to został on dopełniony słynnym „tym, co ja czuję”, i „tym, co ja myślę”. Już nie będę rozpisywał się na temat współczesnej przewagi odczuć i poglądów nad prawdą, bo o tym pisałem już wiele razy. Tak stworzony obraz Boga nie jest prawdziwy, ale za to jest bardzo popularny, gdyż coraz częściej słucham poglądów na miarę opisanej włoskiej Matrony. Ludzie wierzą w boga, którego sami sobie w głowie stworzyli, w boga, którego nie ma - jego głoszą, do niego się modlą. To wiara bez fundamentu i czasem wystarczy maleńki podmuch, by rozpadła się jak domek z kart. Widzimy to na zachodzie, Europy (Holandia, Belgia), gdzie ludzie nazywający siebie wiernymi wychodzą z kościołów obruszeni tym, co powiedział na kazaniu ksiądz proboszcz, czy biskup, a on po prostu postanowił głosić katolicką naukę. W Polsce też już spotkałem się z oburzeniem osób, którym głoszony obraz Boga nie przystawał do tego, jaki sami sobie stworzyli.

Fundament wiary w postaci ortodoksyjnego, prawdziwego, katolickiego nauczania jest ważny nie tylko dla zachowania wiary na ziemi, ale widzimy także, że będzie nam niezbędny, gdy staniemy przed Synem Człowieczym. Wtedy to okaże się, czy Ten w Kogo wierzyliśmy to Bóg, czy może przeszliśmy przez życie wierząc w niewymagającego boga, kochającego wszystkich i wszystko (także mojego pieska) „jezuska” (ową „bezzębną bozię”, o której już kiedyś wspominałem - dziękuję ks. R. za to trafne określenie), który był bogiem na nasze potrzeby a sam niczego od nas nie potrzebował – w sensie nie wymagał, nie żądał (bo Bóg przecież niczego od nas nie potrzebuje).

Jak ustrzec się tworzenia fałszywego obrazu Boga w swoim sercu? Gdy rodzą się w naszej głowie pytania o wiarę i dotyczące wiary, nawet te najbardziej banalne, nie zadowalajmy się tym, co się nam wydaje, lub co czujemy. Sięgajmy do książek, przede wszystkim do Katechizmu Kościoła Katolickiego (KKK, dostępny też w necie, łatwo się w nim poruszać, bo z tyłu umieszczony jest indeks haseł). Pytajmy ludzi, o których wiemy, ze są w stanie kompetentnie nam odpowiedzieć (a nie kolegów, którzy wiedzą tyle, co i my – ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną). Wczoraj znajoma na gg pyta się mnie, czy post piątkowy jest wciąż obowiązujący. Proste pytanie powracające wiele razy po tym, jak wprowadzenie nowego Katechizmu Kościoła Katolickiego wywołało niemałe zamieszanie wśród wiernych (szatan wykorzysta każdą okazję). Powoli, powoli wracają na parafie katechezy dla dorosłych. Trzeba szukać, trzeba pogłębiać wiedzę, trzeba się wysilać, jak przy budowie fundamentu, którego może nie widać na zewnątrz, ale to on jest gwarantem stabilności naszej wiary i naszego życia – nie tylko tego doczesnego.

1 komentarz:

  1. Ja czytam ostatnio o. Hryniewicza. Nadzieja, nadzieja i jeszcze raz nadzieja. Nie można bać się wątpić. Wiara ma być głęboka, ale Bóg i tak sięga jeszcze dalej.

    OdpowiedzUsuń