niedziela, 17 stycznia 2010

Refleksja przedweselna

Wróciłem. Jakoś trudno zebrać się do nowego postu, ale dziś wreszcie włączyło mi się myślenie i oto pierwsze refleksje w nowym roku Anno Domino (jak mawiał pewien proboszcz) 2010.
Refleksja przy okazji wesela w Kanie Galilejskiej.
Kiedyś to nowożeńcy mieli żywot ciężki gdyż to rodzice często decydowali kto z kim stanie przy ślubnym kobiercu. Jakoś przyjęło się, że żałujemy najbardziej młodych niewiast, które poślubić musiały jakiegoś starego pryka - no nie wiem, czy ten stary pryk cieszył się, że będzie miał żonę o tyle od siebie młodszą, ale przyznaję, że był w korzystniejszej sytuacji. Niemniej trudno sobie wyobrazić dzisiaj, by mama przyszła do córki, albo raczej przywołała ją do siebie i powiedziała jej: Poślubisz naszego sąsiada zaraz po swoich 16 urodzinach. On nie jest zły, ma dużo pola a 40 lat różnicy między wami to wcale nie tak dużo.
Współcześnie doszło do przesunięcia akcentu i zamiast równowagi (choć taka zaistniała na krótki czas) osiągnęliśmy drugą skrajność, którą można by zdefiniować hasłem: Serce nie sługa - cóż z tego, że on/ona taki/taka jest skoro się kochamy.  

Wzór rodziny wg benettona? Dlaczego nie? Skoro się kochają...


Bazując na tej jakże małowzniosłej myśli, która jednak wszystkich porywa swoją pseudourokliwą niewinnością, żenią się i za mąż wychodzą nie z rozsądku jak kiedyś, ale z przy totalnym braku rozsądku - nic się dla nich nie liczy skoro się kochają. Pochodzenie, wiek, narodowość, wiara, kultura - nic się nie liczy, bo my się kochamy. Przypomnieć by tu trzeba wypowiedź naszego profesora z "moralnej", który wielokrotnie powtarzał, że najważniejszym organem płciowym człowieka jest mózg. Tak, niewątpliwie mózg ma znaczenie nie tylko dla chemii organizmu, która steruje popędami, ale także dla wyboru kandydata/kandydatki na małżonka/żonę. Mój znajomy ksiądz komentując możliwość pobrania się katoliczki z muzułmaninem radzi następująco: Weź rozpęd z 10 matrów i walnij głową prosto w mur, jak przeżyjesz i ci miłość nie przejdzie, to MOŻE coś w tym jest (oczywiście jest to przejaskrawienie i nie polecam praktykować w życiu).
Miłości pomaga rozum, więc użyj go zanim zdecydujesz się z kimś związać. Słuchaj tych, którzy są obok Ciebie - ile to razy małżeństwo rozpada się i wtedy jak echo powracają frazy: A mówiłem jej/jemu, ale nie chciał/a słuchać, bo przecież się kochają.
Także (i tu narażę się niesamowicie) wiara kładzie przed każdym, kto zmierza do zawarcia małżeństwa, konkretne wymagania - niestety nimi mało kto się jeszcze dziś przejmuje, a szkoda, gdyż tak jak we wszystkich innych działach naszego życia, tak samo i w miłości, a w sumie przede wszystkim w niej, wiara jest dla człowieka wierzącego wielką pomocą i kształtując nasze serce kształtuje także, powiedziałbym brzydko, gust miłosny - wpływa na wszystkie nasze wybory, także na te, które związane są z miłością życia. Jednak by wiara stała się pomocna, trzeba najpierw ją mieć, bo z pustego to i Salomon nie naleje.
Tak sobie myślę, czy znajdzie się jeszcze dzisiaj ktoś taki (zwłaszcza kobieta - to nie złośliwość, to troska), kto w pierwszej fazie zakochania potrafi sobie powiedzieć NIE. Nie, gdyż to nie ta kultura, nie ta mentalność, nie ta wiara, nie ta narodowość, nie to wyznanie. Jeżeli są takie osoby - Chwała Im! Jeśli ich nie ma - módlmy się, szczególnie za tych, którzy w miłości porzucili rozsądek wierząc ślepo w intuicję pojętą tak szeroko, że aż bezkresną, no bo po co miłości stawiać granice?

3 komentarze:

  1. Nie ukrywam,że w tym poście dotknęło mnie stwierdzenie"zwłaszcza kobieta".Zarówno konieta i mężczyzna biorą odpowiedzialność za związek!Obecnie jestem osobą nie będącą w żadnym związku,ale wiem,że miłości trzeba stawiać wymagania-wymagania,które stawia nam nasza wiara,dekalog..i nie mam zamiaru z tego rezygnować!

    OdpowiedzUsuń
  2. Termin "zwłaszcza kobieta" wypływa z prostego spostrzeżenia, że to kobieta, albo raczej dziewczyna, o wiele częściej pada ofiarą manipulacji mężczyzny. Spotkałem w życiu kobiety, które skarżyły się na relacje z mężem, że po ślubie się zmienił etc. ale nie spotkałem jeszcze mężczyzny z takimi doświadczeniami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cenne słowa, szczególnie te ostatnie kilka zdań, które co prawda w pełni "załapałam" po powtórnym przeczytaniu. Uważam, że ludzie często źle interpretują swoje OD-czucia i przetwarzają je na fikcyjne U-czucia. W kontekscie księdza przemyśleń: wydaje mi się, że zjawisko to sie nasila, jeżeli mówimy o ludziach, powiedzmy najogólniej jak się da, z różnych kultur. Ludzie przeżywają jakiś boom na egzotykę i to przekładać się musi na ich życie, powiedzmy, matrymonialne. Bo to takie modne, żeby być z kimś kto ni w ząb nie przypomina chłopaka z podstawówki czy tego z liceum; ci to dopiero zobaczą, jaka jestem światową osobistością, że żyję z taką osobą.
    Teza o "powiedzeniu sobie NIE" wydawać się może kontrowersyjna, bo "przecież się kochają". Ale ma ksiądz rację i zgadzam się w 100%. Ludzie muszą myśleć, w końcu po to dostali taki dar. A w takim wypadku myśleć trzeba, bo przecież konsekwencje takich związków są zupełnie inne niż, że się tak wyrażę, wewnątrzkulturowych.
    Tak czy siak: dobry tekst, skłania do przemyśleń :)

    OdpowiedzUsuń