poniedziałek, 25 stycznia 2010

Moloch pożera własne dzieci

G.K. Chesterton (niektórzy już na tym etapie zakończą zapewne lekturę postu) podchodził mnie ze swymi książkami kilka razy, a ja za każdym razem byłem opornym czytelnikiem. Wreszcie podszedł mnie od najczulszej strony – wyrafinowanym dowcipem, którego słodka lektura pozostawia po sobie gorzki smak trafnej refleksji nad otaczającą nas rzeczywistością, tak jak Campari skutecznie oszukuje nas swą wstępną słodyczą. Każdy wielbiciel Chestertona już się domyśla, że mówię tu o wydanym przez Frondę zbiorze jego felietonów Obrona świata. Następna moja lektura: Wiekuisty człowiek. Długo by się rozpisywać nad rozważaniami autora, które niejednokrotnie wydają się graniczyć z czymś w rodzaju proroctwa dla współczesnego świata. Ja dziś sięgam do ww. pozycji by podzielić się z Wami (co być może zachęci i Was do lektury całości) jedną z myśli autora, która dla mnie była odkrywcza.
Szukając odpowiedzi na pytanie o początki religii oraz analizując bogów i bóstwa jakim na przestrzeni dziejów człowiek oddawał cześć Chesterton zauważa, że istniała pewna szczególna forma kultu – oddawanie czci bogom, których dziś nazwalibyśmy demonami. Ten kult, niezależnie od czasu i miejsca jego zaistnienia, nacechowany był nienawiścią do dzieci. Oczywiście Chesterton widzi przyczyny tej nienawiści, ale nie o tym chce pisać, gdyż post za bardzo by mi się rozrósł. Niemniej Chesterton podaje kilka przykładów takiego kultu, a ja cytując go wyławiam ten, przy lekturze którego zrodziła się we mnie jakże gorzka refleksja będąca tematem tego wpisu. Ten przykład to Kartagina – czytamy:

W Nowym Mieście, które Rzymianie nazywali Kartaginą, podobnie jak w macierzystych miastach fenickich, bóg, który robił co do niego należało, nosił imię Molocha; niewykluczone, że był to ten sam bóg, którego znamy pod imieniem Baala, czyli Pana. Rzymianie z początku nie bardzo wiedzieli, jak mają go nazywać ani co mają o nim myśleć; musieli odwołać się do najbrutalniejszego greckiego czy też rzymskiego mitu o początkach i porównać go z Saturnem pożerającym własne dzieci. Jednakże czciciele Molocha nie byli wcale brutalni ani prymitywni. Należeli do dojrzałej, wyrafinowanej cywilizacji, obfitującej w subtelności i luksusy; byli prawdopodobnie o wiele bardziej cywilizowani od Rzymian. Moloch zaś nie był mitem, w każdym razie mitem nie były jego uczty. Ci wysoce cywilizowani ludzie naprawdę spotykali się, by wypraszać błogosławieństwo niebios dla swego imperium przez wrzucanie setek własnych dzieci do wielkiego paleniska. Żeby zdać sobie sprawę z tego, jakie to było połączenie, wyobraźmy sobie grupę kupców z Manchesteru, w przypominających kominy cylindrach i z bujnymi bokobrodami, jak co niedziela udają się o jedenastej do kościoła, by oglądać pieczone żywcem niemowlę.

Następnie autor opisuje okoliczności dramatycznego zwycięstwa Rzymian nad Kartaginą, która ostatecznie została zrównana z ziemią i zauważa:

Dopiero ludzie rozkopujący wiele wieków potem głębokie fundamenty miasta znaleźli stos setek małych szkieletów: święte relikwie przerażającej religii. Kartagina upadla, bo pozostała wierna swojej filozofii i wyciągnęła ostateczne logiczne wnioski z własnej wizji wszechświata. Moloch pożarł własne dzieci.

Przenosząc się w czasy sobie współczesne Chesterton tak pisał o Europie:

Europa nabawiła się własnych wad i sama osiągnęła stan bezsilności, jak o tym powiemy na następnych stronach, ale nawet w najgorszym stadium nie dorównała nikczemnością temu, przed czym się uratowała. Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach mógłby porównać wielką drewnianą kukłę, która zgodnie z przekonaniem dzieci zjadała odrobinę ich obiadu, z wielkim idolem (pw. tu ma na myśli Molocha), który zgodnie z powszechnym przekonaniem zjadał własne dzieci? Oto jak daleko świat zbłądził w porównaniu z tym jak daleko mógł zbłądzić.

… i w tym momencie naszła mnie gorzka refleksja, gdyż w czasach, gdy Chesterton pisał ten tekst, czyli w 1925 roku nie wiedział on jeszcze do czego Europa dojdzie – że za kilkadziesiąt lat demon podniesie swój łeb i pod osłoną cywilizacyjnego postępu, równouprawnienia i wolności osobistej na nowo zacznie żywić się dziećmi. Kartagina to tylko jeden z przykładów użytych przez Chestertona, ale jest to przykład najmocniej przemawiający, który przeraził mnie podwójnie – ową nienawiścią do dzieci oraz tym, że na każda cywilizacja oddająca cześć demonom kończyła tak samo – „Moloch” pożerał własne dzieci. 

Wielokrotnie niszczona wystawa antyaborcyjna budzi niepokój tych, 
którzy aborcji chcieliby się przyglądać w spokoju.

1 komentarz:

  1. ...żyje i pisze... aleza dobrze się nie mam (dzisaj)... nawala mi zdrowie... ale mam nadzieję, że będzie lepiej... dzięki, że się odzywasz. mam nadzieję, że zapału starczy mi na dłużej. :-) pozdro z wiecznego Miasta

    OdpowiedzUsuń