wtorek, 1 grudnia 2009

Pokaż swoją twarz


Mój znajomy (mam nadzieję, że się nie obrazi, że podjąłem tutaj przykład jego osoby) jest dyrektorem w jednej z polskich szkół, która nosi imię naszego wielkiego rodaka Jana Pawła II - szkół takich jest wiele nawet w moim województwie wiec niewielu się domyśli, o którą szkołę mi chodzi. Kilka lat temu, jak co roku od momentu nadania szkole tak zacnego patrona, postanowił uczcić Dzień Papieski (a może rocznice wyboru, lub rocznicę śmierci - nie jestem pewien) w bardzo prosty sposób - każda klasa na początku wybranej lekcji miała pomodlić się krótko w intencji zmarłego już papieża. Nie było z tym żadnego problemu, gdyż zarówno wszyscy nauczyciele, jak i wszyscy uczniowie byli katolikami więc nie trzeba było obawiać się problemów na poziomie międzywyznaniowym itp. Jakież było zdziwienie dyrektora, gdy po kilku dniach zadzwoniono z kuratorium z upomnieniem, gdyż jeden z rodziców zadzwonił ze skargą, iż jego dziecko musiało modlić się za papieża. Na argument, ze przecież szkoła jest w 100% katolicka odpowiedziano tylko, że trzeba być delikatnym i uważać w podejmowaniu takich przedsięwzięć.
W ewangelii z ubiegłej niedzieli po słowach opisujących wydarzenia tak straszliwe, że aż ludzie mdleją ze strachu, pojawiają się słowa zaskakujące: A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie (Łk 21, 25-28.34-36). Czy towarzyszy Wam, podobnie jak mi, przeświadczenie, że my chrześcijanie mamy teraz właśnie spuszczone głowy? Zmuszeni  zostaliśmy to tego, by się wstydzić swej wiary, by wysłuchiwać z każdej z możliwych stron, jak to jesteśmy strasznie nietolerancyjni, jak to prześladowaliśmy na przestrzeni dziejów mężów uczonych (jeśli - podobnie jak połowa Polaków - uważasz, że Galileusz spłonął na stosie to przeczytaj TEN artykuł) a teraz także pragniemy rządzić, sterować całym światem. Ludzie (niestety także ci, którzy mianują się wierzącymi) łykają jak ryba haczyk każde kolejne doniesienie o kościelnych aferach, nadużyciach, spiskach, tajemnicach, bogactwach, skarbach, kryminalnych sekretach etc. Każde takie doniesienie, niezależnie od tego, czy jest prawdziwe, czy nie, potęguje atmosferę niechęci, chorej i bezpodstawnej zazdrości i nieufności, w zetknięciu z którą, każdy głęboko wierzący chrześcijanin, świadom tego Kim jest Kościół, opuszcza z pokorą głowę czując własną bezsilność wobec takowych argumentów, nie wiedząc jak zareagować, jak podjąć dialog z ignorancją, która panoszy się zarażając coraz to kolejne osoby. 

Towarzyszy nam coś na kształt wstydu, który osłabia nasza wiarę, napycha nasze serca wątpliwościami, czy jest sens wierzyć we współczesnym, nowoczesnym świecie. Uczucie bycia dumnym ze swojej wiary nie udziela się nam zbyt często, a szkoda, bo jeśli nie jesteśmy dumni to jakie inne odczucie drzemią w nas? Warto je nazwać, gdyż dzięki temu możemy odnaleźć w nas samych przeszkody, które sprawiają, że zamykamy się z wiara i Bogiem w swoim własnym, ciasnym światku zlęknieni, czy aby na pewno nikt nie zauważy, że mam Boga w sercu - jestem Katolikiem. Tymczasem świat od zawsze potrzebował "Bożych Szaleńców" - ludzi, którzy świadectwem swej wiary sprawiali, że ich otoczenie nie mogło pozostać obojętne, musiało się deklarować: Jesteśmy z nim lub przeciw niemu? Wierzymy czy odrzucamy głoszoną przez niego wiarę? Bowiem wobec człowieka, który jasno, swoim życiem, wyraża wiarę w Boga nie można pozostać obojętnym. Każdy też, kto nie chodzi ze spuszczoną głową, tylko pokazuje swoja twarz mysi się liczyć z tym, że czasem te twarz ludziom się nie spodoba i dostanie "z liścia". Tego też się obawiamy, jednak czy warto żyć jakby się nie żyło w imię świętego spokoju? Na pewno nie, gdyż wiąże się to z ryzykiem, że w końcu damy się przekonać tym, którzy mówią: Kościół jest "be" i głupi i skończymy jak rodzice ucznia z anegdoty od której rozpocząłem - grozi nam pomieszanie, które prowadzi do zatarcia sensu naszej wiary.
Owszem, można powołać się teraz na słowa Chrystusa i powiedzieć, że głowy to my mamy podnieść na końcu czasów - kiedy to jednak będzie? Okazuje się, że każdy odczytuje te słowa wg swego serca w wyniku czego nigdy nie brakowało chrześcijan z podniesionymi głowami, którzy pojawiali się dokładnie wtedy, kiedy byli światu potrzebni i sami stali się dla nas znakiem czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz