niedziela, 13 listopada 2011

Utalentowani i antytalencia.

W minionym czasie otrzymaliśmy niezłą próbkę antytalencia. W Rzymie, w Atenach, a także przedwczoraj w Warszawie pośród demonstrantów pojawili się ludzie, którzy mieli jeden konkretny cel – niszczyć. Nic nie jest w stanie usprawiedliwić działania tych grup. Nie zakładali okoliczności łagodzących, nie uzależniali swych działań od rozwoju sytuacji, nie działali też pod wpływem impulsu, atmosfery, czy w oparach narkotyków lub alkoholu. Zamaskowani, przygotowani, zorganizowani, w pełni świadomi przybywali by niszczyć i innych do niszczenia na wszelkie sposoby prowokować. Jaki w tym sens? Gdzie logika? Może byli przez kogoś opłaceni? Trudno w to uwierzyć, chyba, że osoby postawione wyżej w hierarchii. Wydaje się, że do niszczących działań bojówek dobrze pasują słowa jakie Alfred kieruje do Bruce’a Weyne’a czyli Batmana w filmie „Mroczny rycerz” (polecam zobaczenie, tylko trzeba mieć trochę czasu): Niektórzy ludzie nie potrzebują żadnej logiki ani pieniędzy. Nie można ich kupić, torturować ani negocjować z nimi. Niektórzy chcą tylko patrzeć, jak świat płonie – zło dla zła, bez pytania po co i dlaczego. Słowa te są dobrą definicją działania Złego.
W dzisiejszej przypowieści o talentach Chrystus przypomina nam, że jesteśmy powołani do czegoś całkiem innego, że chrześcijanin, Katolik nie może niszczyć wręcz przeciwnie. Oto Bóg każdemu człowiekowi, bez wyjątku, dał coś od Siebie, jak naucza Jezus w przypowieści o talentach: przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Te słowa wspaniale uchylają rąbka tajemnicy naszego stworzenia, naszego podobieństwa do Boga, gdyż otrzymaliśmy coś, co jest Jego. Jak ów człowiek przekazał sługom swój majątek, tak i Bóg przekazuje nam coś swojego, a co ma Bóg, co by nie było Nim? Dlatego w przypowieści Chrystus mówi o przekazanym majątku, o czymś cennym, co już jest wartościowe, ale czego wartość można jeszcze powiększyć i to staje się zadaniem sług. Także i my od Boga otrzymaliśmy Jego majątek. Zauważcie, że Bóg nie czyni nas od razu bogaczami, ale daje nam sposobność, byśmy mogli się nimi stać. Dlaczego tak jest? Bo w tym całym Bożym majątku otrzymaliśmy też wolną wolę, możliwość wyboru, podejmowania decyzji. Różnie można nazwać ów majątek, jaki otrzymaliśmy od Boga. Składa się na niego nasze podobieństwo do Stwórcy, czyli rozum, wolna wola, zdolność do miłości, dusza nieśmiertelna, ale ja ogólnie majątek ten nazwałbym życiem, bo Bóg Nasz żyje i jest źródłem życia, które od Niego otrzymaliśmy. Ale otrzymaliśmy to życie nie tak po prostu by je mieć, by żyć. Wtedy podobni bylibyśmy do innych stworzeń żyjący, do psa, kota, muchówki i do pokrzywy. Jest coś, co nas wyróżnia spośród stworzeń i czyni podobnymi do Boga mianowicie świadomość tego, że żyjemy, że z życiem da się coś zrobić. Życie jest naszym pierwszym talentem i chciało by się powiedzieć kaznodziejsko, że „zostaliśmy przez Boga wezwani by talent ów pomnażać, rozwijać” ale tak powiedzieć, to za mało. Powierzając nam swój majątek Pan Bóg czyni nas swoimi wspólnikami, pozwala nam brać udział w stwórczym dziele, uczy nas pomnażać, budować, rozwijać, szanować i cieszyć się owocami wzrostu – na tym polega nasz talent, który otrzymaliśmy. Dlatego właśnie niszczenie, burzenie, nienawiść, zło, krzywdę i wszystko, co przeciwne jest wzrostowi nazwać trzeba antytalenciem. Nie mówię tu o beztalenciu – wszak ci, którzy niszczą otrzymali od Boga część Jego majątku, ale postanowili nie tyle, że zakopią ów majątek, ale zużyją go dla niszczenia innych. Są pośród nas ludzie, których to bawi, którzy być może czują się dzięki temu ważniejsi, ale sami nie wiedzą, że niszczą tak naprawdę siebie, że talent, który otrzymali – mimo, że jest wielkim majątkiem – każdego dnia się zużywa, to jest autodestrukcja i to głupia autodestrukcja, zresztą trudno znaleźć mądrą autodestrukcję.
Ostatnie pytanie brzmi: Ile trzeba zebrać? Ile to jest pięć talentów czy dwa talenty? Skąd będę wiedział, że już zebrałem dosyć? Jak nie mieć wątpliwości, czy sam nie jestem sługą złym i gnuśnym? Odpowiada nam pierwsze czytanie z Księgi Przysłów stawiając za wzór niewiastę dzielną. Dlaczego ona taka dzielna? Walczyła na wojnach u boku Joanny d’Arc? Odcięła głowę przeciwnika niczym Judyta Holofernesowi? Urodziła pięć razy trojaczki? Nic z tych rzeczy. Autor Księgi Przysłów tak ją opisuje:
Serce małżonka jej ufa,
na zyskach mu nie zbywa;
nie czyni mu źle, ale dobrze
przez wszystkie dni jego życia.
O len się stara i wełnę,
pracuje starannie rękami.
Wyciąga ręce po kądziel,
jej palce chwytają wrzeciono.
Otwiera dłoń ubogiemu,
do nędzarza wyciąga swe ręce.
Tak więc owa niewiasta nie uczyniła nic nadzwyczajnego. Wypełnia po prostu obowiązki jakie nakłada na nią życie. Ot i cała tajemnica. Kościół, czy sam Bóg nie wymagają od nas heroicznych czynów, pieszych pielgrzymek każdego roku do innego sanktuarium, udziału w misjach na terenach gdzie chrześcijaństwo jest prześladowane itd. Powielanie powierzonego nam talentu ukryte jest w naszej codzienności, w tym, co każdego dnia przynosi nam życie pośród naszych obowiązków i przyjemności. To tutaj wypełnia się nasze powołanie i otrzymujemy sposobność uczestnictwa w stwórczym dziele Boga, w pomnażaniu Jego majątku, którym – mówiąc najogólniej - jest życie i miłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz