środa, 14 kwietnia 2010

Mój Prezydent.

    Mój bardzo bliski znajomy zwykł mnie ostrzegać przed zmienianiem bloga w miejsce emocjonalnego ekshibicjonizmu. Istnieje bowiem pokusa, by pisać o sobie, o tym co się dziś jadło, i dlaczego to coś smakowało i takie tam dyrdymały. Dzisiejszy wpis będzie jednak pewną osobistą wycieczką, rodzajem świadectwa, które jednakże nie ma być dla nikogo hołdem ani darem wdzięczności, bo na to nie zasługuje. Mam jednak nadzieję, że moje przeżycia ostatnich dni będą pomocą dla tych, którzy znajdują się w podobnej do mojej sytuacji.
    Od początku. Wrocilem do Wenecji wczoraj rano wiec wszystkie wydarzenia związane z tragedią w Smoleńsku przeżywalem w Polsce, a może na Śląsku. No właśnie - tutaj rodzi się problem, który postanowiłem podjąć, obawiam się jednak, że zdołam go jedynie musnąć, niemniej go podejmuję. Każdy kto mnie zna wie, że nigdy do końca nie czułem się Polakiem i nie jestem w tym odosobniony. Wielu Ślązaków (a szczerze mówiąc większość z nas) ma problemy z dookreśleniem swojej narodowości. A jako, że "być Ślązakiem" to nie narodowość, to każe się nam wybierać miedzy Polakiem a Niemcem, czasem też Czechem. Dotyczy to szczególnie mieszkanców tzw. Śląska opolskiego. Jeżeli na pytanie czy czuję się Polakiem odpowiesz negatywnie, to od razu jesteś Niemcem, bez możliwości jakiegokolwiek manewru. Tak więc przybywszy do Wenecji stałem sie dla innych, zamieszkujących tu Polaków, Niemcem. Obyty z takowym myśleniem nie przejmowałem się tym nigdy, a i sam prowokowałem czasem sytuacje utwierdzające moich współziomków w ww. przekonaniu. Oczywiście Ślązak, który jest Niemcem, nie jest jakimśtam byle Niemcem. Rozpatrując rozumowanie i wypowiedzi Polaków dochodzi się do wniosku, że być Niemcem oznacza należeć do potomków Hitlera i to w linii prostej. Jest się zatem tym strasznym Niemcem, który w piwnicy ciągle ma gotową, naoliwioną broń oraz wyprasowany mundur i gotów jest w każdej chwili wyruszyć na nowo z atakiem na Westerplatte, Wieluń i Krzepice. To przykre, ale nauczyłem się nie reagować na tego typu oskarżenia i najczęściej obracam je w żart.
    Tak oto zawieszony narodowościowo trwałem do minionej soboty kiedy to przed południem mój kolega umieścił w opisie na gg hasło typu: Prezydent wraz z małżonką zginęli w katastrofie samolotowej!!!!!!! Przyjąłem to jako kolejny, bardzo niestosowny żart i zrobiłem to automatycznie, przyjmując po prostu jako pewnik, że takie rzeczy się nie zdażają. Jak to często bywa życie okazało się być bogatsze od naszej wyobraźni. Dotarło do mnie: "Prezydent Kaczyński i wszyscy inni, nie zyją!" Ogarnęło mnie uczucie, które (zgodnie z przewidywaniami tych, którzy twierdzili, że jestem strasznym Niemcem) nie miało prawa się we mnie zrodzić - smutek. Każda kolejna wiadomość na przestrzeni kolejnych dni, obrazy tragedii, sceny z przewiezienia zwłok Prezydenta do Polski, później także jego małżonki, wypowiedzi, zdjęcia, wywiady radiowe itd. wszystko to, napełniało mnie coraz głębszym smutkiem, który jendak przyniósł odpowiedź na jedno bardzo ważne pytanie jakie stawiałem sobie od lat i jakie zapewne stawia sobie wielu innych rdzennych mieszkańców Śląska: Co to znaczy być Ślązakiem? Czekacie może na odpowiedź? Nie udzielę jej - sądzę, że każdy musi sam ją odnaleźć i może ją odnaleźć, jeżeli tylko zdolny jest do reflekcji nad własnym życiem, nad samym sobą. Zresztą udzielenie bezpośredniej odpowiedzi jest niemożliwe. Wiem jedno. Zginął człowiek, o którym po raz pierwszy mogę powiedzieć: "mój Prezydent" bo Lech Kaczyński przez lata swojej obecności na scenie polityczniej stał się dla mnie osobą, którą podziwiałem za nieugietość, jasność pogladów, odwagę w ich szerzeniu niezależnie od tego czy były one wygodne i poprawne politycznie czy nie. Śmiało stawiał czoła obelgom i szyderstwu, których był adresatem. Ale ponad niski wzrost, nienajlepszą aparycję i dykcję niewiele można mu było zarzucić, co także dla mnie jest przejawem tego, że przeciwnicy Prezydenta nie posiadali lepszych argumentów, a i te znikły z mediów po jego śmierci i to nie dlatego, że o zmarłym nie powinno się mówić źle i dlatego gdzieś tam wyszukano kilka fotek, na których Lech Kaczyński nieudolnie sie uśmiecha. Wręcz przeciwnie, nagle okazało się, że istnieje inne, prawdziwe oblicze zmarłego Prezydenta i jest to oblicze człowieka, po prostu człowieka. Jest to to zarazem oblicze, którego istnienie zawsze przeczuwałem, ale nie było mi dane wcześniej je zobaczyć, gdyż utknęło w sicie medialnej cenzury czy manipulacji.
    Najtrudniejszym dla mnie doświadczeniem jest świadomość, że tam w Smoleńsku zginęło wiele ludzi, z którymi wiazałem nadzieje - nadzieje jednak nie dla siebie, ale dla kraju w którym żyję, dla Polski - czy Niemca interesuje los Polski? Właśnie tutaj dziś się znalazłem w moich rozważaniach na temat własnej narodowości - rozważań tych jeszcze nie doprowadziłem do końca. Niemniej wdzięczny jestem "mojemu Prezydentowi" za to, że do owej refleksji mnie przyprowadził, szkoda tylko, że w tak tragicznych okolicznościach, gdyż jestem przekonany, że i tak doszłoby do tego, co prawda nie dziś, ale w najbliższym czasie.

PS.: Lech Kaczyński uczył nas powiązywania teraźniejszości z tradycją (nie z przeszłością, bo ta minęła, tradycja zaś trwa i wciąż potrafi owocować). W Polskiej tradycji pamięć i żałoba po zmarłym była zawsze rzeczą świętą i jak czytałem dziś w jednym z artykułów (
http://fronda.pl/news/czytaj/wywiad_zblewski_surowka) mimo wątpliwości jakie kiedyś rodziły się wobec faktu pochówku na Wawelu gen. Sikorskiego czy marszałka Pilsudskiego, nigdy nie pozowlono sobie na protesty. Nie nauczyliśmy się zbyt wiele od Prezydenta Kaczyńskiego i tradycja została naruszona - to smutne i w jakiś sposób tragiczne, bo uczeń nie posłuchał mistrza. Moje pytanie brzmi: Za kogo uważają się protestujący stając wobec postaci Prezydenta Kaczyńskiego? Kto z nich dorasta mu w zabiegach o dobro Polski aby do pięt? Nikt! Nikt, bo nikt, kto jest patriotą i komu zależy na dobru Polski nie sięgnąłby NIGDY do tak prymitywnego sposobu wyrażania sowich poglądów, jakim jest protest wymierzony w zmarłego w czasie żałoby po nim. Ale z braku silnych argumentów sięgnięto po argument siły.

1 komentarz:

  1. Wydaje mi się ,że rozumiem ponieważ od wielu lat mieszkam na Śląsku a moja

    żona jest Ślązaczką.Piękny wpis który przeczytałem z uwagą.Dla mnie Polaka

    niesamowita jest symbolika tej śmierci.Po prostu niewiarygodna !Wydaje mi się

    ,że dzisiaj jeszcze nie wszyscy to dobrze rozumieją.Pogrzeb na Wawelu jest dla

    mnie ukoronowaniem ciągu nieszczęśliwych historycznych wydarzeń.
    Protestującymi się nie przejmuję ponieważ ich postawa nie jest dla mnie godna uwagi.Są ludzie którzy nigdy nie zrozumieją co to znaczy zachowywać się stosownie a za kilka lat nikt o nich już nie będzie pamiętał.
    ir...s

    OdpowiedzUsuń